Dariusz Michalczewski, były mistrz świata w wadze półciężkiej, przez lata uchodził za jednego z najlepszych polskich bokserów zawodowych. W swojej karierze stoczył 50 walk, z czego aż 48 wygrał.
Po zakończeniu kariery w 2005 roku wielokrotnie był namawiany do powrotu, lecz do poważnych starć już nie wracał. Tym razem zgodził się na specjalny występ w Budapeszcie z okazji obchodów 100-lecia Węgierskiego Związku Bokserskiego.
ZOBACZ WIDEO: Nie tylko Świątek. Zobacz, co gwiazda tenisa wyczynia z piłką
Na gali Michalczewski stoczył trzyrundową walkę pokazową z młodym, obiecującym pięściarzem z Węgier Levente Kissem.
- Była jedna walka, charytatywna, 10 lat temu z prezydentem Poznania Jackiem Jaśkowiakiem, ale to była zabawa. Tym razem, w Budapeszcie, naprzeciwko mnie stanął prawdziwy pięściarz. Młody, obiecujący Węgier. Musiałem być więc czujny - przyznał z uśmiechem na twarzy w trakcie rozmowy z "Faktem".
Mówił również o tym, że nie musiał przygotowywać się do tej walki, bo regularnie ćwiczy. Ujawnił ponadto, co zrobił tuż przed pojedynkiem.
- Przed wejściem do ringu łyknąłem specjalnego rozgrzewającego napoju, żeby dodać sobie animuszu. I kilka razy mój lewy prosty go trafił. Nie zapomina się tego, co robiło się przez wiele lat, choć nie było łatwo walczyć przez trzy rundy w ogromnym upale - wyznał Michalczewski.
Pojedynek zakończył się werdyktem sędziowskim - arbiter orzekł remis.