Alvarado rozpoczął dość flegmatycznie i defensywnie, jakby zachęcając Marqueza do przejęcia inicjatywy. Meksykanin na starcie uzyskał przewagę, a tempo zostało podkręcone w trzeciej rundzie. "Dinamita" prowadził pokaz ofensywnego boksu, a wrażenie robiły zwłaszcza niszczycielskie ciosy na korpus, szczególnie lewy sierpowy na wątrobę. Kibice byli zelektryzowani pod koniec szóstego starcia, gdy bohaterowie głównej walki wieczoru postawili na bezpardonową wymianę.
[ad=rectangle]
Wielkość Marqueza potwierdziła się pod koniec ósmej rundy, gdy porażający prawy skosił twardego Alvarado z nóg. Amerykanin wstał z wielkim trudem i jedynie gong uratował go przed ostateczną kapitulacją. Niespodziewany zwrot akcji nastąpił po przerwie, "Mile High" śmiało wszedł w półdystans i posłał latynoską legendę na matę, ale randka z deskami wynikała głównie z niefortunnego ustawienia pogromcy Manny'ego Pacquiao. W przedostatnim starciu Marquez nadział się na atak szalenie ambitnego Alvarado, ale końcowe trzy minuty potwierdziły, że 40-letni wojownik wciąz zalicza się do absolutnej światowej elity.
Po dwunastu starciach sędziowie jednogłośnie opowiedzieli się za Marquezem, punktując 117-109, 117-109 i 119-108. Pięściarz z Ameryki Północnej wywalczył tym samym tytuł WBO International w wadze półśredniej. Co ciekawe, czempionem tej organizacji jest wspomniany Manny Pacquiao... Czyżby czekała nas piąta batalia pomiędzy wielkimi gwiazdami zawodowych ringów?
a nie te cioty defensywne.
floyd manny itd...