Porażka nie pokazała, ile naprawdę potrafię - rozmowa z Pawłem Kołodziejem

Od przegranej konfrontacji w Moskwie minął nieco ponad miesiąc. "Harnaś" zapewnia, że nadal myśli o realizacji marzeń, choć wyznacza granicę profesjonalnego uprawiania sportu.

Adam Popek
Adam Popek

Adam Popek: Oglądając walkę z Denisem Lebiediewem pojawiało się ogromne rozgoryczenie, że gdy po raz pierwszy dostałeś szansę tej rangi opuściłeś ring za szybko.

Paweł Kołodziej: Dlatego nad tym ubolewam. Towarzyszyła mi duża stawka. De facto nie miałem kiedy pokazać swoich umiejętności na tle świetnego zawodnika jak Lebiediew. Traktuję owe wydarzenia w kategoriach wypadku przy pracy. Nie wysuwam przypuszczeń co stałoby się dalej, jeżeli uniknąłbym feralnego "strzału". To nie ma najmniejszego sensu. Czuję żal do siebie…
Do siebie?

- Tak, bo dałem się zaskoczyć ciosem, którego nie widziałem. Wyłączył mnie na kilka sekund z gry i wystarczyło.

Upadając sprawiałeś wrażenie oszołomionego. Uśpiło cię to, że przeciwnik bił na dół, a później nagle uderzył nad za nisko trzymaną ręką?

- Nie, początkowo chciałem wyczuć rywala, dystans. Nie szukam usprawiedliwień, aczkolwiek ta prawa ręka rzeczywiście nie była przyzwyczajona, by po ciosie powracała do szczęki. Tego nie robiłem. Podczas sparingów używałem głównie lewej i może ten czynnik zaważył w pewnym stopniu na przegranej?

Zmieniło się coś w twojej głowie od tamtych chwil?

- Lubię obserwować ludzi wokół, ich zachowania. Wygrywając non stop klepią cię po plecach, gratulują. W przypadku klęski nie wszystko wygląda identycznie. Dla mnie istotne poza obowiązkami zawodowymi jest właśnie otoczenie. Mam dookoła wiele osób. Dostrzegam jak odbierają obecną sytuację. Tutaj zauważyłem pewne rzeczy. Wyciągam z nich lekcję. Samego występu zaś nie widziałem. Ring zweryfikuje czy cokolwiek się zmieniło od strony sportowej. Ja jestem zdeterminowany żeby wrócić.

Dało się usłyszeć negatywne opinie dotyczące tego, że spora część kariery Pawła Kołodzieja stanowi już przeszłość. Tymczasem istnieje mnóstwo przykładów czynnego uprawiania tej dyscypliny nawet przekroczywszy 40 rok życia.

- Powyżej takiej granicy nie planuję walczyć. Maksymalny okres to nadchodzące dwa, trzy lata.

Co zamierzasz zatem osiągnąć?

- Ciągle wierzę w możliwość konkurowania z najlepszymi. Ta porażka nadal nie odpowiedziała na pytanie, ile naprawdę potrafię, czy dotrzymuję kroku czołówce mojej grupy wagowej. Udowodnię sobie, że mogę się tam znaleźć.

Nie chowasz w sobie pretensji, że dość bezpieczne prowadzono cię przez całą przygodę z boksem?

- Zanotowałem parę interesujących starć. M.in. z McClainem, Corą jr. Byłem wicemistrzem świata juniorów. Pierwotnie faktycznie stawałem naprzeciwko tych słabszych, lecz wtedy reprezentowałem poziom, który nie pozwalał dobrać innych rywali. Potem on rósł, aż doszedłem do pojedynku mistrzowskiego.

Wydaje się, że twoim atutem powinno być myślenie. Ewidentnie analizujesz różne aspekty, strategie działania. Między linami również należy umieć ocenić swoje położenie, wyprzedzać ruchy oponentów. Teraz dodatkowo pomaga ci doświadczenie.

- Owszem, jednak momentami zbyt dużo analizuję. Zastosuję inne podejście. Zastanowienia niech przyjdą po walkach. W trakcie wolałbym aby myśli krążyły tylko przy wykonywanym zadaniu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×