Andrzej Wasilewski: walka z Wilderem to życiowa decyzja Artura Szpilki

- Podjęcie przez Artura Szpilkę walki z Deontayem Wilderem o mistrzostwo świata WBC było decyzją nie tylko biznesową, ale i życiową - mówi w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty promotor polskiego pięściarza Andrzej Wasilewski.

Michał Bugno
Michał Bugno

- Gdybyśmy mieli gwarancję, że możemy tę walkę przesunąć i stoczyć za pół roku, to pewnie byśmy tak zrobili. Nie wiemy jednak, czy za pół roku będzie taka możliwość i czy Wilder w dalszym ciągu będzie mistrzem świata - dodaje współwłaściciel grupy Sferis KnockOut Promotions.

WP SportoweFakty: Jak pan zareagował, kiedy dowiedział się, że przedstawiciele Deontaya Wildera są zainteresowani walką z Arturem Szpilką?

Andrzej Wasilewski: Tak naprawdę wszyscy jesteśmy jednym obozem. Al Haymon ma kilku promotorów, a oficjalnym przedstawicielem Deontay Wilder jest Lou DiBella, z którym współpracujemy od wielu lat. My chcieliśmy tej walki, ale Amerykanin nie był zdecydowany na pojedynek z przeciwnikiem, który ma duży procent nokautów. Pojedynek zaproponował Haymon, któremu zależy na organizowaniu dobrych i emocjonujących widowisk. Gala odbędzie się w ogromnej hali Barclays Center w Nowym Jorku i trzeba ją zapełnić. Walka Wildera z Amirem Mansourem na pewno nie budziłaby takich emocji jak ze Arturem Szpilką. Teoretycznie Amerykanin jako mistrz świata mógłby jej odmówić, ale trudno to zrobić, kiedy promotor mówi, że to najlepszy pojedynek, jaki można stoczyć.

Wcześniej jednak Wilder chciał walczyć z Tomaszem Adamkiem, któremu za pojedynek oferowano 250 tysięcy dolarów. Artur zarobi na tej walce dużo więcej? Kwota 1 mln dolarów do podziału z trenerem i promotorami, która pojawia się w mediach, jest prawdziwa?

- Nie jestem upoważniony do tego, żeby oficjalnie podawać wysokość kontraktu, ale informacje, które wyciekły do mediów nie są bezpodstawne. Rzeczywiście w dolarach amerykańskich jest to kwota siedmiocyfrowa.

Tydzień temu Artur Szpilka w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" powiedział, że przed podjęciem decyzji o walce z Deontayem Wilderem długo z panem rozmawiał i jest za tę rozmowę bardzo wdzięczny, bo dzięki temu na wiele spraw spojrzał inaczej. Pan też ma poczucie, że zdołał wpłynąć na Artura i zmienić jego sposób myślenia o walce o MŚ?

- Artur jest absolutnie wyjątkowym zawodnikiem. Ta wyjątkowość polega m.in. na nieprawdopodobnej energii, temperamencie i emocjonalności. To uparty człowiek, który ma własne zdanie. Zwykle jest tak, że kiedy emocji jest za dużo, to sprawy idą w złym kierunku. Dlatego, gdy te pierwsze emocje opadły, przeprowadziliśmy rozmowy, w których rozważyliśmy różne warianty.

Od momentu wyjazdu Artura do Stanów Zjednoczonych nie minął jeszcze rok, a "Szpila" ma za sobą dopiero trzy walki. Miał pan dużo wątpliwości, czy aby na pewno nie jest zbyt wcześnie na jego walkę z aktualnym mistrzem świata?

- To bardzo celne pytanie. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że walka z Wilderem to decyzja nie tylko biznesowa, ale i życiowa. Gdybyśmy mieli gwarancję, że możemy ją przesunąć i stoczyć za pół roku, to pewnie byśmy tak zrobili. Nie wiemy jednak, czy za pół roku będzie taka możliwość i czy Wilder w dalszym ciągu będzie mistrzem świata. Musieliśmy zrobić "rachunek sumienia", przyjrzeć się tej walce w szerszym kontekście i zastanowić się, co może się wydarzyć za kilka miesięcy. Bo to już nie jest tylko sport. Na tym poziomie wagi ciężkiej chodzi o strategię prowadzenia zawodnika. Trzeba dużo planować, przewidywać różne warianty i scenariusze, a sport jest tylko jednym z elementów. Bardzo dużo dzieje się poza ringiem. Koniec końców wzięliśmy tę walkę, bo nie mamy pewności, że za pół roku albo za rok również mielibyśmy taką możliwość.

To właśnie takich argumentów używał pan, próbując przekonać do podjęcia walki Artura? Czy może w ogóle nie trzeba go było przekonywać, bo sam był nastawiony wystarczająco pozytywnie?

- Artur był do tej walki nastawiony bardzo pozytywnie. Nawet nie wiem, czy nie bardziej niż ja. Miał natomiast wątpliwości co do warunków finansowych, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że w boksie zawodowym nie ma nic większego niż walka o mistrzostwo świata wagi ciężkiej federacji WBC. To największe osiągnięcie, jakie można zdobyć. Artur, jako ambitny człowiek, chciał więc postawić swoje warunki. Niestety, realia są takie, że stawiać może je mistrz świata. Kiedy tytuł chce się dopiero wywalczyć, warunków się nie stawia. Było między nami dużo rozmów, ale kiedy pierwsze emocje opadły, doszliśmy do wniosku, że warto się nad tą propozycją pochylić.

Artur podchodzi do tej walki z dużą pewnością siebie. W wywiadach mówi, że rozwali Wildera. Jak ocenia pan szanse na to, że rzeczywiście tę walkę wygra? Z jednej strony, byłoby to wielką sensacją, ale z drugiej - w tym roku jedną taką sensację już mieliśmy, kiedy Krzysztof Głowacki pokonał Marco Hucka.

- Powiem szczerze, że jako promotor i człowiek odpowiedzialny za karierę swoich pięściarzy, chętnie przesunąłbym tę walkę o pół roku. Chciałbym, żeby wcześniej Artur stoczył inny poważny pojedynek. Dziś tak naprawdę nie wiemy, jakie efekty przyniosła jego praca z nowym trenerem, który wprowadził nowe elementy taktyczne i próbuje Artura trochę przestawić boksersko. Po pierwsze, nie wiemy, czy idzie to w dobrym kierunku, a po drugie, nie wiemy, czy się to udało. Artur z nowym trenerem nie był jeszcze w sytuacji zagrożenia w ringu. Nie wiemy, jak w takiej sytuacji będzie wyglądała jego komunikacja. To wszystko jest nowym obszarem. Podręcznikowo na pewno byłoby lepiej, żeby przed walką o MŚ Artur stoczył poważny 8- lub 10-rundowy pojedynek, przyjął kilka ciosów, poczuł zagrożenie, uspokoił się w narożniku i wrócił do walki. Powinien już mieć takie doświadczenie. Niestety, w boksie zawodowym rzadko kiedy wszystko można zrobić podręcznikowo. I w związku z tym podjęliśmy decyzję, że - choć nie jest to idealna sytuacja, warto tę walkę przyjąć.

A na jakim etapie znajdują się rozmowy w sprawie zorganizowania walki Krzysztofa Głowackiego ze Steve'em Cunninghamem?

- Jest bardzo prawdopodobne, że faktycznie do tej walki dojdzie. Zainteresowanie drugiej strony zostało już potwierdzone. Wstępny termin pojedynku to przełom lutego z marcem. Za walką przemawia wiele argumentów. Obaj zawodnicy mają kontrakty z Alem Haymonem, Steve Cuninningham jest rywalem rozpoznawalnym zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych, a poza tym właśnie chce powrócić do wagi cruiser. A jak można wrócić w lepszy sposób niż walką o mistrzostwo świata? Nie ma lepszej sytuacji. Naturalne jest, że powinno do tej walki dojść i jeżeli nie przytrafi się jakaś kontuzja, to będzie ona prawie pewna.

Kiedy może dojść do podpisania kontraktu?

- W ciągu ostatnich dwóch tygodni cały obóz Ala Haymona zajmował się walką Deontaya Wildera, która została zaplanowana na 16 stycznia i - jak się okazało - będzie pojedynkiem z Arturem Szpilką. Dużo czasu zajęły im też rozmowy w sprawie walki Wiaczesława Głazkowa i Charlesa Martina. Na razie wszystkie inne tematy odeszły na dalszy plan, ale mam obiecane, że od poniedziałku rozpoczynamy pracę nad walkami Krzysztofa Głowackiego, Krzysztofa Włodarczyka i Macieja Sulęckiego.

Rozmawiał Michał Bugno

Autor na Twitterze:

Zobacz także: Artur Szpilka zadziwił Amerykanów. "To idiotyzm! Pytali, czy zwariował"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×