Krzysztof Włodarczyk: Więzienie potrafi złamać każdego chojraka

East News / Pawel Murzyn / Na zdjęciu: Krzysztof Włodarczyk
East News / Pawel Murzyn / Na zdjęciu: Krzysztof Włodarczyk

Dwa wyroki sądowe i ponad osiem miesięcy spędzonych w więzieniu mocno zmieniły Krzysztofa Włodarczyka. 41-letni bokser wspomina życiowe błędy, opowiada o pobycie w zamknięciu i zdradza swoje marzenia. 20 maja odbędzie się kolejna jego walka.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Niedługo minie rok od pana ostatniego, pięciomiesięcznego, pobytu w więzieniu, do którego trafił pan za złamanie sądowego zakazu prowadzenia samochodu. Dużo zmienił w pana życiu?

Krzysztof Włodarczyk (były mistrz świata w boksie): Tylko głupi nie wyciąga wniosków po takim doświadczeniu. To miejsce potrafi złamać każdego chojraka. Jeśli ktoś mówi, że pobyt w więzieniu to wakacje, to po prostu kłamie lub jest po prostu niedojrzały. Mam wrażenie, że każdy dzień spędzony za kratami cofa człowiekiem pod każdym względem, co najmniej o kilka dni. Nie wszyscy są w stanie to wytrzymać psychicznie.

Było aż tak źle?

Jeśli ktoś jest słabszy, to nawet krótki wyrok może go doszczętnie zniszczyć. Zresztą wielu ludzi nie wytrzymuje. Choć byłem w więzieniu stosunkowo krótko, to widziałem jak karetka przyjechała po osobę po próbie samobójczej. Efekt odcięcia od świata i rodziny jest bolesny i momentami nie do zniesienia.

ZOBACZ WIDEO: Sensacyjny transfer do KSW. "Gleba" tak zapowiada walkę z Głowackim

Domyślam się, że ze względu na rozpoznawalność współwięźniowie traktowali pana jak gwiazdę. Mógł pan liczyć na szczególne warunki?

Zrobiono ze mnie bandytę i wrzucono do grona prawdziwych bandytów. Siedziałem na oddziale z ludźmi, którzy połowę swojego życia spędzili w różnych więzieniach. To byli zawodowi złodzieje, oszuści. Wielu z nich na 45 lat życia, 15 lat spędziło właśnie w izolacji. To bardzo trudne doświadczenie. Śmieję się, gdy słyszę wyobrażenia niektórych ludzi o pobycie w więzieniu.

Miał pan chwile słabości?

Codziennie mogłem wykonać jeden pięciominutowy telefon do najbliższych. Choć w teorii miało to pomóc, to właśnie te momenty były najtrudniejsze. Rozmawiałem z żoną, a w tle słyszałem głos mojej córeczki. W takich chwilach uświadamiasz sobie, co jest najważniejsze w życiu, co ma sens i prowadzi cię, żeby przetrwać gorsze momenty.

Dzieci zdawały sobie sprawę, gdzie pan jest?

Nie chcę o tym mówić, bo to dość intymne dla mnie.

Jak pan spędził te pięć miesięcy w więzieniu? Słyszeliśmy, że miał pan okazję pracować w Warsie w PKP.

Czytałem książki, sporo rozmyślałem. Po trzech miesiącach dostałem możliwość wychodzenia na zewnątrz do pracy. Miałem kontakt z normalnym światem i innymi ludźmi. To mi pomogło.

Potrafił pan sobie wytłumaczyć, dlaczego trafił do więzienia?

Tak, ale nie chce znów wracać do tych tłumaczeń. Nie byłem świadomy pewnych spraw.

Wyciągnął pan wnioski?

Na pewno już nigdy nie złamię żadnego zakazu sądowego. Obecnie jeżdżę tylko komunikacją miejską i nie robię żadnych wyjątków. Szkoda życia. Wcześniej wychodziłem z domu na pół godziny przed spotkaniem, a teraz muszę wszystko robić przynajmniej z półtoragodzinnym wyprzedzeniem. Choć funkcjonuję tak od blisko roku, to wciąż nie mogę się połapać w najdogodniejszych połączeniach.

Ma pan jeszcze jakieś przemyślenia?

Wiele rzeczy zrobiłbym w swoim życiu inaczej. Czasu jednak nie cofnę, a dziś nie ma sensu żyć przeszłością. Po wyjściu z więzienia zadbałem o to, by błyskawicznie pozamykać wszystkie niedokończone sprawy, które się za mną ciągnęły. Zostawiłem złe rzeczy za sobą i skupiam się na nowym życiu. Zrozumiałem, że długo nie da się funkcjonować, mając jedną nogę na skórce od banana. Na skróty już nie chodzę, bo wiem, że los dopadnie mnie wcześniej czy później.

Potrzebował pan sporo czasu, by to zrozumieć.

Dostałem od życia solidną lekcję. Dopiero teraz widzę, że wokół mnie było mnóstwo osób, którzy zawsze czegoś ode mnie oczekiwały, a nie dawały nic od siebie. Grały przyjaciół, a nigdy nimi nie były. Dziś to rodzina jest w moim życiu najważniejsza, a każda minuta spędzona z rodzicami, a przede wszystkim dziećmi jest bezcenna i trzeba się nią cieszyć. Choć wolnego czasu nie mam tak dużo, to każdy wolny dzień spędzam właśnie z nimi.

Ostatni raz w ringu Krzysztof Włodarczyk pojawił się w październiku. Wygrał wtedy w szóstej rundzie z Cesarem Reynoso z Argentyny
Ostatni raz w ringu Krzysztof Włodarczyk pojawił się w październiku. Wygrał wtedy w szóstej rundzie z Cesarem Reynoso z Argentyny

Imprez już nie ma?

To nigdy nie był mój problem, rzadko na nich bywałem. Nie brałem żadnych narkotyków, a alkohol piłem raz, czy dwa razy w roku. Brzydziłem się tego, co używki robią z człowiekiem. Gdyby nie to, teraz nie miałbym szans na kontynuowanie kariery na wysokim poziomie, bo organizm byłby wyniszczony.

To z czego w takim razie wynikały wcześniejsze błędy? Nie mówię tylko o łamaniu sądowego zakazu prowadzenia samochodu.

Myślę, że z łatwowierności. Wydawało mi się, że otaczają mnie bliskie osoby, nie zastanawiałem się nad ich intencjami. Wielu sportowców miało zresztą podobny problem i zostali ogołoceni ze wszystkiego. To prowadzi do frustracji i całkowitej niemocy. Jeszcze kilka lat temu byłem otoczony mnóstwem ludzi, których brałem za przyjaciół. Dziś jestem znacznie ostrożniejszy i nie ufam tak szybko ludziom. Gdyby teraz ktoś przyszedł do mnie z propozycją złotego biznesu, to byłbym bardzo nieufny i najpierw musiałbym wszystko na spokojnie przeanalizować razem z tatą, który jest mi obecnie najbliższy w tej sferze życia.

W przeszłości dużo było takich propozycji?

Kilkadziesiąt, to może za dużo powiedziane, ale na pewno sporo. Jeden szczególnie mnie zabolał. Kolega wydawał się wspaniałym gościem i nawet nie brałem pod uwagę, że może mieć złe intencje. Ostatecznie ktoś czegoś nie dopilnował, a ja przez naiwność straciłem wtedy grubo ponad milion złotych. Gdy to wspominam, zastanawiam się, jak mogłem być tak głupi?

W więzieniu zrobił pan rachunek swojego poprzedniego życia?

Pocieszam się, że byłem młodym człowiekiem, a większość młodych ludzi popełnia błędy. Miałem wokół siebie mądrych ludzi, ale nie chciałem ich słuchać. Dopiero teraz widzę te wszystkie głupoty. Zmieniłem podejście i dziś uważnie słucham bliskich.

W trakcie kariery zarobił pan przynajmniej kilkanaście milionów złotych. Czy coś z tego jeszcze zostało?

Nie chcę mówić o szczegółach, ale - choć wydawałem bardzo dużo - to na szczęście mam pieniądze i zaczynam inwestować. Do sprawy podchodzę jednak zupełnie spokojnie. Wiem już, że w biznesie potrzeba chłodnej głowy i dużo cierpliwości. Kiedyś wydawało mi się, że mogę jeździć tylko luksusowym autem. Nie tak dawno miałem spotkanie z bardzo zamożnym deweloperem ze Szczecina, który na spotkanie przyjechał hondą civic. Trochę o tym porozmawialiśmy i obaj doszliśmy do wniosku, że ważniejsze jest coś innego.

To więzienie tak mocno zmieniło pana myślenie?

Dużo spraw uświadomiła mi moja partnerka, Karolina. Nasz związek trwa już sześć lat i wszystko układa się znakomicie. Chciałbym spędzić z nią resztę życia. Od jej poznania zmieniłem swoje postrzeganie świata i ludzi. Mam szczęście, bo obudziłem się we właściwym momencie i nic nie jest stracone.

Kontynuuje pan sportową karierę i przygotowuje się pan do najbliższej walki. To sposób na zapomnienie o wcześniejszych problemach?

Po prostu wciąż mam sportowe marzenia. Choć zdobyłem wiele tytułów, to ciągle nie mam w kolekcji choćby pasa mistrza Europy i to jest teraz moja główna motywacja. Ostatni wyczyn 37-letniego Łukasza Różańskiego pokazał, że nigdy nie jest za późno na spełnienie marzeń, a droga do sukcesu potrafi być czasem bardzo kręta.

Wierzy pan, że jeszcze jest pan w stanie wrócić na szczyt?

Patrzę na innych zawodników i jestem przekonany, że jestem w stanie walczyć z najlepszymi. Jak na boks nie jestem aż taki stary, a poziomem nie odstaję od czołowych zawodników. Jeśli zdobędę pas mistrza Europa, to będzie bliżej do czegoś więcej. A mam ogromny apetyt na walkę o mistrzostwo świata.

Ostatnią walkę stoczył pan po długiej przerwie w październiku zeszłego roku. Często słyszał pan po niej opinie, że to dobry czas, by już teraz kończyć karierę?

Szczerze mówiąc w ogóle takich głosów nie było. Miałem dobrego rywala, a pokazałem, że jestem mocny. Dwa tygodnie bolały mnie barki po tej walce, a to świadczy o klasie rywala.

Niektórzy odbierają pana powrót jako próbę dorobienia pieniędzy przed sportową emeryturą. Co pan na to?

Wróciłem na ring nie dlatego, że nie mam pieniędzy, czy pomysłów na siebie. Nie katowałbym się codziennie na treningach, gdybym nie miał sportowych marzeń. Poza tym, chcę skończyć z boksem w momencie, gdy nikomu nie będę już musiał niczego udowadniać. Zresztą mam wizję tego, co będę robił po skończonej karierze. Daję sobie jeszcze maksymalnie dwa lata boksowania, a na 30-lecie kariery sportowej zamierzam zejść z ringu i zająć się innymi sprawami.

Czyli czym dokładnie?

Nie chcę o tym mówić. W tej kwestii publiczne komentarze niczemu nie pomogą, a czasem nawet odbierają motywację. Cisza jest świetnym doradcą w tej sprawie.

Włodarczyk wierzy, że uda mu się zdobyć pas mistrza Europy, a być może także zawalczyć o tytuł mistrza świata. Karierę ma skończyć za dwa lata
Włodarczyk wierzy, że uda mu się zdobyć pas mistrza Europy, a być może także zawalczyć o tytuł mistrza świata. Karierę ma skończyć za dwa lata

Wciąż rozpamiętuje pan swoje wcześniejsze decyzje życiowe i biznesowe? Gdyby nie one, dziś nie musiałby się w ogóle przejmować pieniędzmi.

Jeszcze kilka lat temu nie myślałem racjonalnie o swojej przyszłości. Nie dbałem o finanse, bo wiedziałem, że przecież niedługo będzie kolejna walka. W takich warunkach bardzo łatwo się zatracić. Zwłaszcza, że mówimy o bardzo dużych kwotach.

Dzisiaj się pan boi o swoją przyszłość?

Boję się o swoje dzieci, ale nie pod względem finansowym. Boję się tej głupoty, na którą narażane są w mediach społecznościowych. Presja na bycie zgrabnym i dowcipnym jest teraz niewiarygodna. Łatwo się zagubić, czego najlepszym dowodem jest fakt, że rocznie w Polsce dochodzi aż do 1100 prób samobójczych wśród dzieci. Rodzice nie maja czasu, brakuje więzi i zażyłości w rodzinach. Jakiejś takiej odpowiedzialności za dziecko. Ostatnio usłyszałem takie porównanie, że kiedy dajemy dziecku telefon komórkowy bez jakiejkolwiek kontroli i limitu to tak jakbyśmy wkładali mu w rękę odbezpieczony rewolwer. Coś w tym jest.

Jest pan szczęśliwy?

Jestem. Rodzice są zdrowi, dzieci zdrowe. Naprawdę nie mam się czym przejmować. Kiedyś może szukałbym jeszcze dodatkowych wrażeń, zabawy, ale dziś przewartościowałem te sprawy i czas, którego jest coraz mniej. Mam pracę, która sprawia mi radość, jest moją pasją i częścią życia.

Robi pan obecnie coś poza boksem?

Wraz z moim przyjacielem Janem Dobrzyjałowskim prowadzimy obecnie szereg treningów, seminariów i spotkań z młodzieżą w całej Polsce. Zapraszają nas szkoły, domy kryzysowe, ośrodki pomocy dla dzieci i inne placówki. Spotykamy masę ciekawych ludzi. Osoby na wózkach inwalidzkich potrafią mieć o wiele więcej motywacji do działania niż niejeden sportowiec. Zjeździliśmy już tak pół Polski.

W trakcie takich spotkań udaje się rozwiązywać problemy tych ludzi?

Staram się pomagać ludziom, a zwłaszcza chorym dzieciom i wykorzystywać moją popularność w słusznej sprawie. Widzę, że to przynosi skutek. Zbierane są potężne sumy pieniędzy dla dzieci potrzebujących leczenia za granicą. Niektórym z moją pomocą remontowane są domy i mieszkania, żeby móc w lepszych warunkach wychowywać dzieci. Ogromnie mnie to cieszy i buduje.

Brzmi pan bardzo dojrzale. Dużo czasu spędził pan z psychologami?

Ani minuty. To są moje własne przemyślenia. Widzę teraz znacznie więcej niż kiedyś. Myślę, że to wynika z sumy przeżytych doświadczeń w moim życiu. Te najcięższe doświadczenia budują najbardziej, dlatego jeśli miałbym poradzić coś młodym ludziom, to powiedziałbym im, by nie bali się bólu, żeby brali pełną odpowiedzialność za siebie, ze wszystkimi niewygodami i wygodami. Życia nie da się przeżyć na ciągłym uniku, czasem trzeba wystawić się na przysłowiowy cios i sprawdzić, ile jest się wartym.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:

"Lewy" na sprzedaż? Najnowsze doniesienia z Hiszpanii
Mamy nowego mistrza Polski