Problemy ze zdrowiem Agnieszki Rylik wywołały ogromne poruszenie, nie tylko w sportowym środowisku. Była mistrzyni świata w boksie i kick-boxingu, a także prezenterka telewizyjna kilka miesięcy temu ujawniła, że ze względu na kłopoty z kręgosłupem ma ogromne trudności z chodzeniem, na dodatek groziła jej utrata dachu nad głową (WIĘCEJ TUTAJ).
Wtedy do gry wkroczyło Stowarzyszenie "Obudź w Sobie Potencjał". Założono zbiórkę internetową na pomoc byłej zawodniczce. I do dziś zebrano kwotę blisko 450 tysięcy złotych, a Rylik wielokrotnie dziękowała wszystkim za pomoc w mediach społecznościowych.
Najnowszy odcinek programu "Interwencja" w stacji Polsat przedstawił jednak Agnieszkę Rylik z innej strony. Okazało się, że Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście prowadzi śledztwo w sprawie oszustw, w którym Rylik figuruje jako podejrzewana. Ma usłyszeć zarzuty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Aż miło popatrzeć. Takie gole nie padają często!
O co chodzi? Otóż miała ona pożyczać pieniądze od swoich znajomych, jednak nigdy ich nie zwrócić. Jedna z kobiet wypowiadających się w programie ujawniła, że do dziś czeka na oddanie kwoty 40 tysięcy złotych.
- Poczułam się jak bardzo dobry bankomat do wypłat, z dostępem 24-godzinnym. Zdarzało się, że w nocy również były telefony: potrzebuję na taksówkę, żeby podjechać do apteki, na leki. Ja jej bezgranicznie ufałam - mówiła adwokat Anna Szydłowska, jej była już przyjaciółka.
W materiale wypowiedział się też przedstawiciel prokuratury.
- Każdy z tych czynów zagrożony jest karą pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat. Zarzuty zostały postawione, choć nie zostały jeszcze formalnie ogłoszone. Planujemy to zrobić w najbliższym czasie - podkreślił Antoni Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Poszkodowane osoby postanowiły odzyskać swoje pieniądze ze zbiórki wspomnianej przez nas na początku artykułu, jednak nie jest to możliwe prawnie, ponieważ zbiórka nie została założona przez Agnieszkę Rylik. Była bokserka najpierw postanowiła wydać krótkie oświadczenie, w którym wyznała, że dziennikarka odpowiadająca za program "Interwencja", nie przedstawiła wysłanego przez nią oświadczenia w odpowiedzi na zadanie pytania.
Z kolei w samym oświadczeniu (WIĘCEJ TUTAJ) Rylik przekonuje, że była gotowa na uregulowanie zobowiązań finansowych wobec Anny B, jednak, tu cytat: "odmówiła ona kilka lat temu podpisania przygotowanego przeze mnie porozumienia obejmującego faktycznie pożyczone mi kwoty".
I dalej: "obecna aktywność wszystkich wskazanych w zapytaniu Pań związana jest tylko i wyłącznie z tym, że z uwagi na moją bardzo trudną sytuację ludzie dobrego serca postanowili przeprowadzić akcję charytatywną m. in. na moje leczenie. Nie byłam ani inicjatorem tej akcji, ani pomysłodawcą, ani też autorem jej opisu - wiem, że organizator zbiórki wykorzystał tekst mojego wpisu z mediów społecznościowych. Widocznie żadna z Pań widocznie nie doczytała regulaminu zbiórek tego typu, a z racji zaprzeszłych animozji w istocie chcą uniemożliwić lub utrudnić realizację celu zbiórki oraz uzyskać jakieś nie znane mi co do wysokości środki. Środki ze zbiórki mogą być przeznaczone tylko i wyłącznie na cel zbiórki, określony przez organizatora, którym nie jestem".
Skontaktowaliśmy się z Agnieszką Rylik, która zdecydowała się poczekać z wyjaśnieniami do czasu konsultacji ze swoim prawnikiem. W piątkowy poranek w jej mediach społecznościowych pojawiło się oświadczenie jej pełnomocnika.
W piśmie radca prawny Sylwester Pietrzycki przekonuje, że forma przedstawienia jego klientki w materiale programu "Interwencja" jest dla niej krzywdząca a "zachowania osób przygotowujących program - dalekie od etyki dziennikarskiej". Z dalszej części czytamy wersję byłej sportsmenki dot. zadłużeń finansowych wobec trzech kobiet.
"W pewnym momencie Pani Agnieszka chciała uporządkować sprawę z Panią Anną i przygotowała pisemne uznanie długu, Pani Anna odmówiła podpisania dokumentów. Wtedy to Pani Anna, działając prawdopodobnie w porozumieniu z Paniami Elizą i Magdaleną usiłowała przymusić Panią Agnieszkę Rylik, grożąc jej udaniem się do mediów, do podpisania dwóch umów poświadczających nieprawdę. Umowy obejmowały wszystkie trzy Panie - Elizę, Magdalenę i Annę. W pierwszej umowie Pani Agnieszka Rylik miała przejąć na siebie spłatę ogromnej kwoty, której w takiej wysokości nigdy od tych Pań nie otrzymała. W drugiej umowie miała skłamać, że Panie zapłaciły jej 85 000 zł i za to miała oddać im swój samochód (wart wówczas około 130 000 zł). Pani Agnieszka nie dała się groźbom. Moja Mocodawczyni jest w posiadaniu korespondencji e - mail z Panią Anną, które to wiadomości potwierdzają powyższe twierdzenia. Tylko jedna z Pań poszła do Sądu, i Sąd określił i zasądził tyle ile Pani Agnieszka była faktycznie winna Pani Magdalenie - 2 700 zł".
Agnieszka Rylik przekonuje również, że dobrze wie, dlaczego wypowiadająca się w programie Anna B. nie chciała pokazywać swojej twarzy i miała zmieniony głos.
"Wedle wiedzy mojej Mocodawczyni, uzyskanej bezpośrednio od Pani Anny - ma ona ogromne długi, była zamieszana w oszustwa karno - skarbowe, podrabiała dokumenty płatnicze, oszukiwała swoich kontrahentów. Prócz próby swoistego "szantażu" co do podpisania przez Panią Agnieszkę Rylik umów o których mowa wyżej - działania Pani Anny nie zmieniły się - obecnie próbowała telefonicznie wymusić na organizatorze zbiórki na leczenie Pani Rylik, by wypłacono jej część zebranych pieniędzy, bo inaczej zniszczy wizerunek Pani Rylik w mediach" - czytamy.
O dalszym ciągu sprawy będziemy informować na bieżąco.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Ta eks-sportsmenka poszła drogą Wróbel, Skrzypaszka?
Ta z bólem kręgosłupa ale n Czytaj całość