Marcin Frączak: 22 września we Wrocławiu wygrał pan jednogłośnie na punkty z Portorykańczykiem Francisco Palaciosem i tym samym obronił pan mistrzostwo WBC w wadze junior ciężkiej. Kiedy stoczy pan następną walkę?
Krzysztof Włodarczyk:
Może nawet i w tym roku. Mój promotor, Andrzej Wasilewski prowadzi w tej sprawie negocjacje. Walka może się odbyć jeszcze przed świętami, w grudniu. Dopóki nie zakończą się negocjacje, nie mogę powiedzieć kto może być moim przeciwnikiem, ani w jakim kraju może odbyć się walka. Wyjaśni się to w ciągu kilku najbliższych dni.
Jaka jest szansa na to, że walka odbędzie się w Polsce?
- Jeśli się dogadamy, to na 65 procent walka odbędzie się poza granicami Polski. Sport, boks, sprawia mi przyjemność, ale czas pomyśleć o rodzinie. Ja nie będę wiecznie boksował, jestem coraz starszy. Muszę zapewnić byt rodzinie. W innym kraju dostanę większe pieniądze niż w Polsce. Być może ktoś powie, że na obcym ringu będę na straconej pozycji. Ja jestem zupełnie innego zdania. Nawet jeśli walka odbędzie się w obcej hali, to i tak będę faworytem, bo to ja jestem mistrzem świata.
Czy toczy pan już sparingi? A jeśli tak to z kim?
- Nie mam jeszcze zaplanowanych sparingów. Czekam na zielone światło od mojego promotora, Andrzeja Wasilewskiego. Jeśli tylko umowa zostanie podpisana, rozpoczną się sparingi. Cały czas jednak trenuję, po trzy czy cztery razy w tygodni. Po walce z Palaciosem miałem bardzo krótką przerwę na odpoczynek. Szybko wróciłem do treningów, dbam o siebie, o formę.
Ile pan obecnie waży?
- Wcale nie aż tak dużo, bo 95 bądź 96 kg. Kiedyś pewnie ważyłbym już ponad sto, ale dobrze się prowadzę. Staram się nie jeść czegoś, co niepotrzebnie obciążyłoby mój żołądek.
Między pana walką w Australii, gdzie pana wyższość musiał uznać Danny Green, a rewanżowym pojedynkiem z Palaciosem minęło aż dziesięć miesięcy. W ciągu tak długiego okresu boksował pan bardzo mało. Trudno było spodziewać się tego, że będzie pan chciał boksować jeszcze w tym roku!
- Ostatnio walczyłem za rzadko. Pięć walk w ciągu roku, to byłoby za dużo, ale trzy pojedynki, to chyba w sam raz. Myślę, że trzy walki w ciągu roku mógłbym mieć.
Palacios, z którym ostatnio pan walczył, poza tym, że zajmuje się boksem jest instruktorem fitness. Czy pan widziałby się w ogóle kiedyś w takiej roli?
- Nie. Myślę, że nie mam do tego cierpliwości.
Czasami ma pan dość ekstrawaganckie pomysły. Swego czasu wybrał się pan na wakacje do Tajlandii. A jeśli do grudniowej walki nie dojdzie, zrobi pan sobie wakacje?
- Planujemy z żoną polecieć na Florydę. Kto wie czy nie w grudniu? Wszystko zależy od tego, czy walka będzie zakontraktowana na grudzień, czy nie.
Wiele było szumu związanego z negocjacjami, dotyczącymi pana walki z Amerykaninem Antonio Tarverem, byłym mistrzem świata WBC, IBF oraz WBA. Czy jeszcze wierzy pan w to, że kiedyś skrzyżujecie rękawice?
- Jak najbardziej. Marzę o tym pojedynku, ale w najbliższym czasie raczej do niego nie dojdzie. Tarver z roku na rok będzie coraz wolniejszy, ja jednak bardzo chciałbym się kiedyś z nim zmierzyć.
A pojedynek unifikacyjny? Myśli pan o tym?
- Zobaczymy co się w przyszłości wydarzy. Na razie mistrzowie innych federacji mają zaplanowane walki. Później jednak może pojawić się wiele różnych rozwiązań, tym jednak zajmuje się mój promotor.
Niedawno można było pana zobaczyć w serialu "M jak miłość". Zagrał pan tam trenera boksu. Chciałby pan grać w filmach po zakończeniu kariery na ringach?
- Jeśli będą propozycje, to czemu nie. To była mała rola, ale bardzo mi się to spodobało.
Jak długo trwały zdjęcia? Czy zadowolony jest pan z gaży?
- Zdjęcia trwały kilka godzin. Pieniądze nie były wielkie. Mogłem za nie coś kupić dziecku. Dla mnie przede wszystkim było to nowe doświadczenie, no i duża przyjemność.
Co sprawiło panu największą trudność?
- Bardzo dokładne zapamiętanie tekstu. Musiałem to kilka razy przeczytać. Jeśli ktoś na co dzień gra w filmach, to ma zdecydowanie łatwiej.