Wielokrotny czempion czterech kategorii wagowych lata świetności ma już dawno za sobą, a bolesne porażki przez nokaut nie dały Amerykaninowi do myślenia. Ostateczny rozbrat z ringiem wróżono mu w 2009 roku, gdy zebrał bolesne i szybkie lanie od Danny'ego Greena w Australii. Następnie była bezbarwna porażka z Bernardem Hopkinsem, który wciąż do końca się nie zestarzał. Fatalna passa trwał dalej, gdy "Junior" otrzymał intratną ofertę z Rosji. Obóz Denisa Lebiediewa zapragnął wybić się na plecach wypłowiałej legendy i zrobił to szczególnie brutalnie. Nokaut w 10. rundzie zabił nadzieje mieszkańca Pensacoli.
[ad=rectangle]
Sprzedawanie nazwiska trwa do dziś, choć inkasowane sumy nie mogą nawet się równać do wypłat z największych pojedynków, to wciąż jest to biznes - żadna to wielka korporacja, jedynie mały i egzotyczny sklep z antykami. Apropos egzotyki, Roy Jones na ostatniej prostej swojej kariery zwiedził zakątki wcześniej dla niego anonimowe. Wystarczy wspomnieć, że były mistrz w czerwcu 2012 roku odwiedził Polskę, rywalizując z Pawłem Głażewskim. Dziesięciorundowa konfrontacja zakończyła się niejednogłośną wygraną przyjezdnej gwiazdy, ale obserwatorzy mieli sporo wątpliwości, co do sędziowskiej decyzji.
Po odwiedzinach Polski w najlepsze trwało tournee po wschodniej Europie. Dwa zwycięstwa w Rosji, triumf na Łotwie i pozornie odbudowana pozycja. Pięć walk z rzędu zakończonych powodzeniem, ale klasa przeciwników była co najwyżej wątpliwa, a łączyła ich jedna wspólna cecha - słaby cios, który miał zamortyzować ryzyko kolejnej wpadki.
W piątek Roy wraca do ojczyzny i zaliczy pierwszy występ w Stanach Zjednoczonych od 2011 roku. Gala z udziałem weterana odbędzie się w Concord (Północna Karolina), a rywalem będzie zupełnie anonimowy Willie Williams (14-8-2, 4 KO). "For Real" nie zasługuje nawet na miano bokserskiego średniaka, ale doradcy 46-latka wiedzą, co robią.
Jones za wszelką cenę chce dopiąć swego i sięgnąć po pas w kategorii junior ciężkiej (tego skalpu brakuje mu w bogatym CV). Jak sam przyznaje, jest już nawet po słowie z Marco Huckiem i niebawem wybierze się na podbój Niemiec. Patrząc obiektywnie, najpierw czeka go łatwy test, a następnie łomot od "Kapitana". Miejmy nadzieję, że po Williamsie nastąpi wreszcie kropka.