WP SportoweFakty: W walce wieczoru na sobotniej gali Polsat Boxing Night Tomasz Adamek zmierzy się z Przemysławem Saletą. Jak postrzega pan to zestawienie?
Jarosław Soroko: Atutem Adamka będzie młodość i zmysł taktyczny. Byliśmy u niego na sparingach w Łomnicy i mogę powiedzieć, że Tomek jest zdecydowany, dynamiczny i szybki. Bardzo dobrze pracuje na nogach. W walce z Przemysławem Saletą będzie zdecydowanym faworytem.
Saleta może upatrywać swoich szans w przewadze fizycznej?
- Niewątpliwie jest to atut, ale Tomek jest przyzwyczajony do walk z takimi rywalami. Boksował już przecież z większymi niż Saleta. Moim zdaniem wygra ten pojedynek. Miał fantastyczny obóz przygotowawczy zorganizowany przez Mateusza Borka. Dostał na nim wszystko, czego potrzebował. Można mu tylko pozazdrościć.
Kiedy rozmawiałem o tej walce z Albertem Sosnowskim, Maciejem Sulęckim czy Mariuszem Wachem, wszyscy powtarzali, że nie będzie miała wymiaru sportowego i nie będą szły za nią wielkie sportowe emocje.
- Mają rację. Tę walkę trzeba traktować w innych kategoriach niż tylko sportowych. Bardziej jako show.
Sulęcki stwierdził, że najchętniej zobaczyłby walkę Adamka z Mariuszem Wachem. Taki pojedynek nie interesuje jednak Tomka, który podkreśla, że z przyjaciółmi się nie bije.
- To tak jak z Ewą Brodnicką i Ewą Piątkowską. Kiedy były przyjaciółkami, nie chciały ze sobą walczyć. Teraz sytuacja się zmieniła i chętnie wyjdą do ringu. Ja wychodzę z założenia, że zawodowiec powinien wyjść do walki z tym, kogo mu proponują. A za wybieranie rywali i organizację walk odpowiadają promotorzy. Walka Adamka z Wachem na pewno byłaby ciekawa. Podobnie jak ewentualny pojedynek z Marcinem Rekowskim. A Saleta? Upływające lata robią swoje.
W ramach przygotowań miał okazję sparować z pana zawodnikiem 26-letnim Marcinem Brzeskim. Jak wyglądały te starcia?
- Zarówno Tomek, jak i jego trener Roger Bloodworth byli bardzo zadowoleni z Brzeskiego i z jego siły oraz dynamiki. To były naprawdę ciekawe rundy. Umawialiśmy się nawet, że można by przyjechać na drugą turę, ale Marcin też ma swoje przygotowania do walki z Letrem.
Brzeski ma imponującą szybkość. Jak pod tym względem wypadał na tle Adamka?
- Nie chcę mówić, jak było na sparingach, bo byłoby to z mojej strony nieetyczne. Marcin rzeczywiście jest bardzo szybki i to przy wadze 120 kg. Dlatego trzeba go przy tej wadze zostawić. Gdyby stracił 15 kg, to odbiłoby się to także na jego dynamice i innych walorach. W boksie najważniejsze jest to, żeby być sobą.
Kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu, przekonywał pan, że Adamek zrobił błąd przechodząc do kategorii ciężkiej, bo nie jest to jego naturalna waga.
- To kwestia genetyki czyli budowy ciała. Chodzi o szerokość kości i wielkość stawów. To jak z resorami w samochodzie. Nie można na malucha narzucić tony czy 800 kg. Raz pojedzie, ale później trzeba będzie zmienić resory. Identycznie jest z ludźmi. My też jesteśmy proporcjonalni. Musi być jakaś zależność między wzrostem a wagą. Kiedy ma się 180 cm, to powinno się ważyć 80 kg, a nawet 70 kg, żeby nie obciążać stawów. Jeśli łapie się ponad 100 kg, to wychodzi to poza naturalność człowieka.
Adamek przy wzroście 187 cm waży około 100 kg.
- Tomek w krótkim czasie przeskoczył kilka kategorii wagowych w górę. Kiedy ważył 80 kg był szybki jak Ferrari. Później ta prędkość znacząco spadła. Oczywiście, na tle innych ciężkich ciągle jest szybki, ale tak naprawdę genetycznie nie jest przygotowany na wagę ciężką.
Jak odebrał pan jego porażkę z Arturem Szpilką na zeszłorocznej gali Polsat Boxing Night?
- Przypuszczam, że Tomek nie był odpowiednio przegotowany. Trenował, mieszkając z trenerem w swoim domu w Gilowicach. To nie może tak wyglądać. Pamiętam to z czasów, kiedy sam boksowałem. Trzeba wyjechać w obcy teren, poświęcając swój czas tylko i wyłącznie na treningi. Tak, żeby odciąć się od codzienności, zakupów czy majsterkowania. Wszystko to zabiera energię, którą w całości trzeba poświęcić na przygotowania do walki.
Rozmawiał Michał Bugno