- Niemal dziewięćdziesiąt procent gaży w ogóle nie trafi do mojej kieszeni, tylko moich dotychczasowych współpromotorów. Pieniądze pójdą przelewem do Jimmy'ego Burchfielda, a ten ma się potem podzielić po równo z Mariuszem Kołodziejem. Po spotkaniu z Powietkinem będę w zamian za to wolnym zawodnikiem - powiedział Mariusz Wach w rozmowie z Łukaszem Furmanem z serwisu bokser.org.
- Tak więc najbliższy pojedynek, za który powinienem dostać naprawdę sporo, tak naprawdę stoczę niemal za darmo. Zostają grosze, które nie starczą nawet do końca na pokrycie kosztów przygotowań i w zasadzie licząc samą gażę, to do tej walki dopłacę - wyjaśnia jeden z najlepszych polskich pięściarzy wagi ciężkiej.
Gdyby Wach nie zdecydował się na wykupienie kontraktu, to jego zobowiązania wobec promotorów trwałyby jeszcze przez około dwa lata.
- Biorąc pod uwagę różnego rodzaju przedłużenia, które wyniknęły z mojej walki o mistrzostwo świata, to musiałbym boksować jeszcze dla Mariusza i Jimmy'ego mniej więcej przez dwa lata. Niby nie dużo, ale niestety wyczerpała się już formuła współpracy między nami. Od dłuższego czasu nie było między nami zaufania, a to jest podstawa - nie ma wątpliwości 36-letni bokser.
Dla Wacha będzie to druga najważniejsza walka w karierze. Poprzednią stoczył z Władimirem Kliczko w 2012 roku w Hamburgu. Przegrał na punkty, ale zebrał pochwały za to, że wytrzymał w ringu z Ukraińcem 12 rund.
Zwycięzca walki Wach - Powietkin zostanie oficjalnym pretendentem do pasa mistrza świata federacji WBC, który obecnie należy do Deontaya Wildera.
Zobacz także: Ostre słowa o zachowaniu Szpilki i Włodarczyka. "To szczyt dzieciniady!"