Dlaczego kilka lat temu zabrał pan chuligana na salę treningową?
Władysław Ćwierz: Artur nie był chuliganem, gdy po raz pierwszy pojawił się u mnie na treningu. To był jeszcze dzieciak, miał wtedy 12 lat. Potrenował ze 2-3 tygodnie, ale później rodzice zabronili mu przychodzić na zajęcia i tak się zakończyła jego pierwsza przygoda z boksem. Później znów do mnie trafił, ale już w innych okolicznościach. Bił się na boisku szkolnym z jakimś chłopakiem, poszło im o sprawy kibicowskie, więc zabrałem ich na salę, kazałem założyć rękawice. Szpilka ze dwa razy ruszył ręką, a tamten już leżał. Później zadzwoniłem do jego ojczyma i powiedziałem, że Artur ma spory talent i powinien trenować boks. I tak trafił ponownie na salę treningową.
Artur nie był grzecznym chłopakiem. Miał pan z nim jakieś problemy wychowawcze?
- Lubił się bić z chłopakami na ulicy, ale zawsze tłumaczył się, że bronił słabszych. Wystarczyło, że ktoś się na niego krzywo spojrzał, a on już chciał wyjść z tym delikwentem na solówkę. Nawet spisywał sobie w zeszycie te wszystkie uliczne walki. Miał te swoje ścieżki. Pamiętam, że przyjechał kiedyś z obozu w Wiśle do Wieliczki. W tym samym dniu miał jeszcze sprawę sądową w Myślenicach i mecz Polska – Anglia w seniorach w Kielcach. Jednego dnia pokonał w samochodzie sporo kilometrów, a później musiał jeszcze wyjść do ringu. A wracając do pytania, nigdy nie miałem z nim żadnych problemów wychowawczych. Na treningach był bardzo pracowity. Jak zajęcia były na 18, to on już pół godziny wcześniej siedział na schodach i czekał na trening.
Gdy Szpilka trafił do więzienia nie bał się pan, że jego kariera dobiegnie końca?
- Na początku przebiegły mi takie myśli przez głowę. Próbowałem nawet interweniować w jego sprawie. Chciałem, żeby ktoś się za nim ujął, ale on nie chciał żadnej pomocy, powiedział, że odsiedzi wyrok do ostatniego dnia. Gdy siedział w Krakowie, miał chodzić do szkoły i przejść proces resocjalizacji. Ładnie się to zapowiadało, ale był nieposłuszny. Komuś tam pyskował i przenieśli go do ciężkiego więzienia w Tarnowie.
Więzienie w jakiś sposób go zmieniło?
- Trochę zmieniło… Gdy po wyjściu na wolność przyszedł do mnie na salę, był tak gruby, że nie mogłem go nawet objąć. Przytył ponad trzydzieści kilogramów.
Miał pan obawy, że były podopieczny ponownie trafi za kratki?
- Nigdy. Po wyjściu z więzienia poznał Kamilę, która ma na niego bardzo dobry wpływ. Widać, że fajnie się dogadują. Kamila studiowała resocjalizację, a ja jej mówiłem, że nie musi mieć żadnych książek, bo na przykładzie Artura może napisać pracę. Śmiała się z tego.
Czy Artur dzwoni czasami do pana po jakieś rady?
- Po każdej walce dzwoni do mnie i pyta czy oglądałem i czy mi się podobała jego postawa. Zawsze mu coś tam wytknę. Najczęściej zwracam uwagę, żeby trzymał wysoko ręce i pracował na nogach. Bierze pod uwagę te słowa i powtarza: wiem, wiem, trenerku. Gdy walczył w Polsce byłem na wszystkich jego pojedynkach. Ostatni raz dzwonił do mnie w niedzielę. Mówił, że jest lepiej przygotowany niż do walki z Tomkiem Adamkiem. W tamtym pojedynku wypadł bardzo dobrze pod względem taktycznym, boksował konsekwentnie. Jak powtórzy to w konfrontacji z Wilderem, to może być nieźle.
Co będzie kluczem do zwycięstwa nad Wilderem?
- Przede wszystkim nogi, wysoka garda i opanowanie. Artur nie może dać się zepchnąć do narożnika ani do lin. Musi się trzymać środka ringu. Ponadto musi zachować zimną głowę, nie może dać się sprowokować i nie może wdawać się z nim w wymianę ciosów, bo Amerykanin to wielkie chłopisko.
Czy ta walka nie przyszła dla niego zbyt wcześnie?
- Nie ma sensu rozpatrywać tego w takich kategoriach. Raz byłoby za wcześnie, raz za późno… Ma już trochę doświadczenia, niech się sprawdzi. Jest pod opieką dobrych trenerów, ma świetne warunki do treningu. Na pewno nie został rzucony na pożarcie.
Będziemy mieli pierwszego mistrza świata w wadze ciężkiej?
- Oglądałem kilka walk Wildera i myślę, że on może pasować Arturowi. Jeżeli Szpilka wytrzyma presję i będzie walczył na swoim poziomie, to ma spore szanse. Przecież on potrafi boksować, jestem o niego spokojny.
Rozmawiał: Krzysztof Smajek
Szpilka: Trochę emocje mnie poniosły