Niesamowita historia "polskiego dzieciaka". W wyniku wypadku stracił nogę i wrócił na ring. Błogosławił go Jan Paweł II
I stało się. 19 lipca 1990 roku "Gator" stanął oko w oko z królem nokautu, Robertem Danielsem, który seryjnie przewracał oponentów. "Preacherman" okazał się jednak zaporą nie do przejścia i pomimo ambitnej postawy, musiał uznać wyższość czempiona. Walka trwała dwanaście rund, a sędziowie punktowali 118-109, 118-109 i 119-110 na korzyść Danielsa.
Śmierć, która przyszła zbyt szybko
Po mistrzowskim niepowodzeniu Bodzianowski nie zamierzał odwiesić rękawic na kołku i trenował dalej. Wygrał kolejne siedem pojedynków, czterech rywali kończąc przez KO. I nigdy nie szukał wymówek.
- Ktoś powiedział kiedyś: "Twój umysł może pojąć i uwierzyć we wszystko, co sobie założysz". To jest prawda. Wyobraźnia jest czymś niesamowitym. Nigdy, przenigdy nie powiedziałem "Cholera, gdybym miał nogę, wszedłbym na szczyt dawno temu". Nie patrzę wstecz. Ani razu tak nie zrobiłem. Chcę skopać tyłek każdemu kolejnemu rywalowi - mówił.
Karierę niespodziewanie zakończył 17 grudnia 1993 roku, mając 32 lata. Prawdopodobnie nie potrafił przezwyciężyć narastającego bólu, choć nigdy się do tego nie przyznał. Użalanie się nad swoimi słabościami nigdy go nie dotykało. Wciąż był blisko ringu, ale nie pojawił się już w jego centrum.
26 lipca 2013 roku, mając 52 lata, Bodzianowski zmarł. Przyczyny śmierci przez pewien czas nie były znane, później okazało się, że "Gator" przegrał z zawałem serca. Mogło to być spowodowane nadmiernym stosowaniem leków przeciwbólowych. Sportowa społeczność stanu Illinois nie mogła pogodzić się z odejściem swojego bohatera. Jego supermocą było olbrzymie serce do walki.