Gołota nie chce mieć z nim nic wspólnego. To on go nazwał facetem w spódnicy
- Kiedy przygotowywałem Gołotę do walki z Tysonem, spotkaliśmy się na dużym campie z kilkoma tysiącami Polaków. Oni patrzyli się na Gołotę jak na Boga. Nie widziałem niczego podobnego w karierze. On stał przed nimi i przysięgał, że nigdy ich nie zawiedzie. I właśnie w walce z Tysonem, już po pierwszej rundzie, jak wrócił i usiadł na stołek, mówi do mnie "poddaj mnie". To samo było przed trzecią rundą, aż wreszcie sam uciekł. Tak jak robi to bokser, który wchodzi do ringu, by zgarnąć ustalone pieniądze, a nie po to, by stoczyć walkę. Było to niesportowe zachowanie.
Wypowiedzi Certo jeszcze bardziej podkręciły niezdrową atmosferę wokół Gołoty. W hali został wygwizdany, a rodacy szyderczo odśpiewali mu "sto lat". Potem zaczęły się pogróżki i to na tyle poważne, że Andrzej i jego najbliżsi byli chronieni przez FBI.
- Zakleili mi zamek do biura, żebym nie mogłam wejść, zamalowali szyby, były telefony z pogróżkami... Tym zajęło się FBI. To nie była krytyka w internecie, to był atak fizyczny na naszą rodzinę! - wspominała żona pięściarza w "Fakcie".
Tymczasem Al Certo nie poniósł żadnych konsekwencji. Wiele osób zgadzało się z nim, że Gołota to tchórz. Z czasem jednak zaczęły wychodzić na jaw nowe fakty. Pierwszy to taki, że Tyson walczył pod wpływem marihuany i potem werdykt pojedynku zmieniono na "no contest". Drugi fakt to stan "Andrew" po walce. W ringu doznał pęknięcia kości policzkowej. Jeden z lekarzy miał stwierdzić, że kontynuowanie pojedynku mogłoby się skończyć trwałym kalectwem.
- Nie chcę znać człowieka. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Przeprosił, ale pieniędzy miał nie dostać
Potem zaczęły pojawiać się przecieki na temat przygotowań do walki z Tysonem. Al Certo podobno nie należał do łagodnych trenerów. Padały nawet stwierdzenia, że Amerykanin psychicznie torturował naszego pięściarza. To może wyjaśniać, dlaczego szkoleniowiec nie prowadził największych gwiazd światowego boksu.
Walka Tysona z Gołotą przysporzyła mu wiele problemów. Nie tylko ucierpiała jego reputacja. Po ostrych atakach na Andrzeja jego żona zapowiadała, że rozważy pozew o zniesławienie. W dodatku zapowiedziała, że Certo za swoje wypowiedzi nie otrzyma żadnego wynagrodzenia. Jak sprawa się zakończyła, nie wiemy, ale tak były trener Polaka mówił kilka miesięcy po słynnym starciu.
- W kontrakcie nie było zapisane, że nie mogę mówić tego, co myślę. Cóż, może rzeczywiście trochę przesadziłem. Z drugiej jednak strony ciężko pracowałem i wypłata mi się należy. Co prawda od czasu walki z Tysonem minęło już ponad pół roku, ale nie przejmuję się, że nie otrzymałem dotychczas pieniędzy. Jest wiele możliwości, by je odzyskać - komentował Certo w "Gazecie Wyborczej".
Wcześniej natomiast, bo już kilka dni po walce, Amerykanin wycofał się z obraźliwych słów i przeprosił Gołotę za nazwanie go facetem w spódnicy.
- Cztery dni temu powiedziałem wiele negatywnych opinii, komentując zachowanie mojego podopiecznego. Byłem nieświadomy stanu zdrowotnego, w jakim znajdował się bokser po zakończeniu drugiej rundy. Teraz rozumiem, że jego decyzja była słuszna" - napisał Certo w oświadczeniu, wysłanym do firmy promocyjnej Main Events. "Teraz wiem, że kontuzjowany zawodnik nie mógł kontynuować walki. Chciałbym oficjalnie przeprosić Gołotę za wszystko, co mogłoby go obrazić - napisał w oświadczeniu.
Kolejne lata pokazały, że to Certo wiele stracił, bo w środowisku bokserskim przestał się liczyć. Gołota natomiast stoczył jeszcze kilka prestiżowych pojedynków, z czego trzy o mistrzostwo świata. Upragnionego tytułu wprawdzie nie zdobył, ale kibice do dziś wspominają go z sympatią i nawet wybaczyli mu ucieczkę przed Tysonem.