[tag=66366]
Vanes Martirosyan[/tag] (36-3-1, 21 KO) i Maciej Sulęcki (26-0, 10 KO) zmierzą się w pojedynku, którego stawką będzie status obowiązkowego pretendenta do mistrzowskiego pasa WBC w kategorii super półśredniej. Obaj bokserzy od kilku dni prowadzą wojnę psychologiczną.
Zaczęło się od ataku ze strony pochodzącego z Armenii Martirosyana. - Dajcie mi tego dzieciaka, to będzie dla mnie dobry sparing przed walką z Jeremellem Charlo (aktualny czempion dywizji super półśredniej) - napisał Vanes na Twitterze. Sulęcki, który wkrótce powróci do treningów po kontuzji, wierzy jednak w swoje umiejętności. - Śmieję się z tego. Widzę, że napina się jak gumka w majtkach, ale to dobrze, niech się dzieje - przyznał w rozmowie z "Super Expressem".
"Striczu" zdaje sobie sprawę ze stawki pojedynku z Martirosyanem. Rywal podobno wyraża chęć odbycia walki w Polsce, ale pięściarz z Warszawy z rezerwą podchodzi do tego pomysłu. - Dobrym przykładem tego, że można w Polsce organizować duże pojedynki, jest KSW. Ale czy w boksie są ludzie, którzy chcieliby to zrobić? Nie wierzę. Ale to żaden problem, bo mogę z Martirosyanem walczyć nawet na księżycu, albo - cytując Andrzeja Gołotę - na Kamczatce - skomentował, robiąc przytyk polskim promotorom boksu.
Sulęcki mimo wszystko docenia klasę swojego najbliższego przeciwnika. - Ta walka to będzie petarda. Martirosyan to kawał wojownika, jest zawodnikiem z najwyższej półki. To będzie trudna walka, ale wygrana z takim pięściarzem sprawi, że w USA stanę się bardziej rozpoznawalny - podsumował.
Polak poważnie myśli o pasie mistrzowskim. - Naciesz się swoim pasem, dopóki go masz. Idę po Ciebie, kolego Charlo - ostrzegł czempiona WBC w jednym z wpisów na Twitterze.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: tak strzela ksiądz. Dla zespołu z Ekstraklasy
[color=#000000]
[/color]