W tym artykule dowiesz się o:
Krzysztof Włodarczyk był - od maja 2010 r. - mistrzem federacji WBC w wadze junior ciężkiej. Sześć razy udanie bronił tytułu, m.in. w ringowych wojnach z Dannym Greenem i Rachimem Czakijewem. Polak nie bał się walczyć za granicą, podejmował wyzwania i zawsze wracał do kraju z zielonym pasem.
Jednak we wrześniu 2014 r. jego panowanie dobiegło końca. W pojedynku w Moskwie musiał uznać wyższość Grigorija Drozda. "Diablo" przegrał bezdyskusyjnie (109:118, 108:119, 108:119). Był cieniem boksera, jakiego znali kibice. Doznał trzeciej w karierze porażki.
- Co się stało? Miałem gorszy dzień. Zabrakło jakiejś iskierki. Starałem się, liczyłem na ostatnią szansę. Trzeba wracać na salę, wziąć się do pracy i nie narzekać na żadne inne rzeczy - powiedział po walce, cytowany przez ringpolska.pl.
"Inne rzeczy", o których wspomniał, miały duży wpływ na jego przygotowania i kondycję psychiczną podczas pojedynku w Rosji.
Wyszło na jaw, że kilka miesięcy przed walką z Drozdem, w lipcu 2014 r., Włodarczyk (na zdjęciu - z żoną) po raz drugi został ojcem. Tym razem jednak z pozamałżeńskiego związku. Zawirowania w życiu prywatnym przeszkodziły bokserowi w odpowiednim przygotowaniu do pojedynku o pas.
- W moim życiu bardzo wiele się wtedy działo. 17 lipca urodziła mi się córka z inną kobietą, nie żoną. Cały lipiec można spalić, wyrzucić do kosza, połowę sierpnia też. Nie byłem w stanie we wrześniu wszystkiego nadrobić, było na to za późno, ale oszukiwałem samego siebie - przyznał w rozmowie z "Super Expressem".
Jego trener Fiodor Łapin podkreślał, że "Diablo" zawsze po porażkach wracał silniejszy. Dodatkowo polska strona zapewniła sobie w kontrakcie opcję rewanżu. Wydawało się więc, że bokser z Piaseczna poukłada swoje sprawy prywatne, a następnie rozpocznie misję pt. "Odzyskanie pasa".
- Może powinienem iść do psychiatry, a nie psychologa? - śmiał się w rozmowie z Orange Sport. Później zaś, już całkiem poważnie, dodał: - Obiecuję, damy radę. Następnej takiej walki nie będzie. Jeśli będzie coś nie tak z głową, to wole odwołać walkę niż wyjść i pokazać się z takiej strony (jak z Drozdem - przyp. red.). Nie dopuszczę, by takie coś miało drugi raz miejsce - zapewniał.
Włodarczyk mierzył w rewanż z Drozdem, ale pod koniec 2014 r. po raz pierwszy zrobiło się głośno o ewentualnym starciu z Arturem Szpilką.
Początkowo były to tylko medialne spekulacje. "Szpila" od początku był "na tak". Włodarczyk wypowiadał się w ostrożniejszym tonie. - Pojedynki między rodakami to takie bezsensowne wybijanie się nawzajem, ale z drugiej strony... Gdybym zobaczył gotową kasę na stole, to z pewnością bym się zastanowił - mówił w rozmowie z "Super Expressem".
- Z przyjemnością pokażę "Diablo", że waga ciężka nie jest dla niego - ripostował na Facebooku Szpilka.
Priorytetem Włodarczyka pozostawała jednak kategoria cruiser. Miał sprecyzowane plany na 2015 rok. - Stoczę dwie walki. Najpierw odzyskam pas mistrza świata, potem go obronię - mówił w rozmowie z "SE".
Później pojawiła się także opcja zorganizowania gali w Dubaju, ale szybko upadła.
Na początku 2015 roku "Diablo" przechodził rehabilitację po kontuzji barku. Jego promotorzy prowadzili w tym czasie negocjacje z Rosjanami w sprawie rewanżu z Drozdem. Sprawa zaczęła nabierać realnych kształtów.
W końcu ustalono termin walki Włodarczyk - Drozd 2. Bokserzy mieli się zmierzyć 22 maja 2015 r.
- Miałem w swojej karierze bardzo ciężkie zgrupowania, treningi, sparingi, ale myślę, że te będą najcięższe w całej karierze, dam z siebie 150 procent i zrobię wszystko, by pas wrócił ze mną do Polski - mówił Włodarczyk dziennikarzowi ringpolska.pl pod koniec lutego ubiegłego roku.
Niespodziewanie jednak jego przygotowania "zakłócił"... Artur Szpilka.
Zaczęło się od prowokacyjnych wypowiedzi "Szpili" w rozmowie z naszym redakcyjnym kolegą Michałem Bugno w programie "Sektor Gości". Pięściarz z Wieliczki nazwał Włodarczyka "kołkiem". Zaprzeczył także, jakoby byli kolegami.
- Kolega to za dużo powiedziane. Nigdy za nim nie przepadałem, tolerowałem go. Po paru rzeczach, które się ostatnio wydarzyły, mam go głęboko gdzieś (...) Nie chcę o nim gadać. Już na obozach brakowało iskry, żebyśmy się pobili. Jak będzie chciał potańczyć w ciężkiej, to zapraszam - mówił Szpilka.
Włodarczyk zareagował na to, udzielając wywiadu dla ringpolska.pl. Wywiadu, który szybko zniknął ze strony. Ale Szpilka zdążył go przeczytać. Zwłaszcza te słowa. "Cham wyjdzie ze wsi, ale wieś z chama nigdy".
To zaogniło sytuację. "Szpila" nie poczekał na zakontraktowanie walki z "Diablo" w ringu. Zadziałał pod wpływem impulsu.
1 kwietnia 2015 r. w polskich mediach pojawiła się informacja o bójce Szpilki z Włodarczykiem przed wejściem na salę treningową. Na pierwszy rzut oka mogło to wyglądać jak żart na prima aprilis, ale sytuacja ta wydarzyła się naprawdę.
Kilka dni wcześniej (23 marca 2015 r.) doszło do rękoczynów. Szpilka zaskoczył stojącego przed wejściem do sali treningowej Włodarczyka. Wyprowadził dwa ciosy sierpowe. "Diablo" raz mu oddał, później bokserzy zostali rozdzieleni. Interweniował ich trener Fiodor Łapin.
Bardziej ucierpiał Włodarczyk, który musiał udać się na szycie wargi. - Szpilkę dosięgnie ciężka ręka sprawiedliwości, ale nie ze strony organów ścigania. To będzie moja ręka - odgrażał się w "SE" Włodarczyk.
Konflikt obu bokserów skomentował ich promotor Andrzej Wasilewski. - Dla mnie to szczyt dziecinady (...) Krzysiek tak ma, że dużo mówi. Miałem duże pretensje do Artura. Sportowcy na pewnym poziomie powinni kierować agresję czy męskie ambicje na ring. Jest to pierwszy przypadek, gdy agresja czaiła się poza ringiem - mówił szef grupy, dla której trenują i walczą obaj pięściarze.
Starcie Szpilka - Włodarczyk wydawało się nieuniknione, organizatorzy Polsat Boxing Night mogli już zacierać ręce, ale... Najpierw "Diablo" musiał stoczyć pojedynek z Drozdem. Pojawiły się niestety problemy.
Na początku maja okazało się, że Włodarczyk nie jest w pełni sił. Podczas przygotowań w Wiśle dopadła go infekcja. - Przypętało się jakieś cholerstwo i nie czuję się dobrze. Mam kaszel, katar, zapchane zatoki i bóle głowy. Chodzi o zatoki przynosowe. Kilka razy miałem podobnie i momentami łzy same napływają mi do oczu. Byłem już na płukaniu zatok - komentował bokser w "Super Expressie".
Stwierdził, że na pewno nie pojedzie do Moskwy, jeśli nie będzie w pełni sił. - Nie ma co robić z siebie bohatera. Bo dla mnie ten rewanż to walka o przyszłość - dodał.
11 maja, na jedenaście dni przed galą, pojedynek został odwołany. Rosjan decyzja Włodarczyka zaskoczyła i oburzyła.
- Rosjanie, odkąd dowiedzieli się, dlaczego Krzysiu wycofał się z walki, są wściekli. Kiedy powiedziałem im, że chodzi o infekcję, byli oburzeni. Pytali mnie: "Jak to? To nie ma żadnych złamań?". Domniemywam, że rosyjscy zawodnicy w podobnych sytuacjach normalnie wychodzą do ringu i walczą. Ale w porządku - to inna kultura i inny świat. Widocznie są trochę twardsi i podobne infekcje nie zniechęcają ich do walki - mówił Andrzej Wasilewski w rozmowie z Michałem Bugno z WP SportoweFakty.
Zamiast Włodarczyka w Moskwie wystąpił Łukasz Janik. Walczył ambitnie, ale nie sprostał Drozdowi (przegrał przez TKO w 9. rundzie).
Dla Włodarczyka rozpoczął się kolejny trudny okres. Przez kilka miesięcy miał problemy ze znalezieniem rywala.
O kolejnej szansie dla "Diablo" Rosjanie nie chcieli już słyszeć. - Jako promotorzy zapewniliśmy mu prawo do rewanżu, ale straciliśmy tę szansę. Rosjanie nie chcą tej walki, "skorzystali" z choroby Krzyśka. Andriej Riabinski powiedział mi, że nie chce tej walki, bo po co. Dobrowolnie nas nie zaproszą - oznajmił Andrzej Wasilewski w rozmowie z Michałem Bugno.
Latem pojawiły się informacje o powrocie Włodarczyka na gali w USA, ale znów nic z tego nie wyszło. 14 sierpnia zapisał się jednak w historii, bo Polska od tego dnia znów ma zawodowego mistrza świata w boksie. Na ringu w Newark Krzysztof Głowacki pokonał Marco Hucka. Tego samego Hucka, do którego od wielu lat przymierzany był Włodarczyk.
Promotorzy podjęli kolejną próbę zakontraktowania pojedynku z udziałem "Diablo". O mistrzowski pas. Pod koniec ubiegłego roku głośno było o starciu Polaka z mistrzem z Kazachstanu.
Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. W świat poszła następująca informacja: 18 grudnia 2015 r. na gali w Las Vegas Włodarczyk zmierzy się z Beibutem Szumenowem, tymczasowym mistrzem w wadze junior ciężkiej federacji WBA.
- Jestem niezwykle podekscytowany, że zmierzę się z pięściarzem o uznanej marce i rozpoznawalności w Las Vegas. Szumenow to skomplikowany pięściarz, niestety pozbawiony serca do walki. W ostatniej walce (z BJ-em Floresem - przyp. red.) cały czas uciekał przed wymianą ciosów. Nie lubię takich bokserów, ale jeśli chcę rywalizować z najlepszymi, to muszę zniszczyć tego przestraszonego kurczaka. I zrobię to! - odgrażał się Włodarczyk w rozmowie z ESPN.
Na słowach musiał poprzestać, bo 18 grudnia żadnej walki nie stoczył. Tym razem to niedoszły rywal ją odwołał. Szumenow doznał kontuzji kolana.
Temat wciąż jest aktualny. Polak i Kazach mogą zmierzyć się w 2016 r.
- W 2016 roku musimy życzyć sobie powrotu Krzyśka Włodarczyka na ring, bo w tej chwili się marnuje. Ma naprawdę wysoką klasę sportową, choć wiadomo, że u niego wszystko zależy od głowy - powiedział trener Fiodor Łapin (cytat za ringpolska.pl).
W końcu udało się doprowadzić do powrotu "Diablo". Pod koniec stycznia ogłoszono, że bokser z Piaseczna wystąpi 4 marca na gali w Sosnowcu. Nazwisko rywala początkowo było owiane tajemnicą. W mediach pojawiały się doniesienia o walce polsko-polskiej, ostatecznie jednak Włodarczyk po raz kolejny zmierzy się z bokserem z Rosji.
- Lata świetności od dawna ma już za sobą, ale nadal jest niebezpieczny i nadal jest w formie - tak w rozmowie z WP SportoweFakty Włodarczyk mówił o swoim przeciwniku, 39-letnim Walerym Brudowie (42-7, 28 KO).
Niewiele jednak brakowało, a pojedynek na Sosnowiec Boxing Night... zostałby odwołany. Kilka dni przed nim były mistrz świata miał bowiem poważny wypadek samochodowy.
To się nazywa szczęście w nieszczęściu!Diablo miał wypadek samochodowy2dni przed walką wSosnowcu!Walka NIE zagrożona pic.twitter.com/zEt1K5488X
— tomasz babilonski (@babilon_tomasz) 2 marca 2016
Dwa dni przed imprezą w Sosnowcu Tomasz Babiloński, promotor bokserski, zamieścił powyższe zdjęcie na Twitterze. Widzimy na nim rozbity przód Volskwagena Golfa, którym podróżował "Diablo".
Włodarczyk uczestniczył w kolizji z udziałem innego samochodu osobowego oraz TIR-a. Doszło do niej w okolicach Mszczonowa.
- To się nazywa szczęście w nieszczęściu! Diablo miał wypadek samochodowy dwa dni przed walką w Sosnowcu. Walka niezagrożona - pisał Babiloński. Auto boksera nadaje się do kasacji.
Miejmy nadzieję, że to przykre wydarzenie nie wpłynie na postawę Włodarczyka w ringu. Andrzej Wasilewski zapewnił, że pięściarz nie doznał uszczerbku na zdrowiu. Mimo to można wyczuć, że promotor odczuwa pewne obawy o formę swojego podopiecznego. Ba, sam "Diablo" także zdradza lekki niepokój.
- Włodarczyk jest pięściarzem, który nie akceptuje długich przerw, on musi być cały czas w sztosie. Teraz jest inaczej - mówił Wasilewski Markowi Bobakowskiemu z WP SportoweFakty. - Krzysiek nie do końca czuje się pewny wygranej. Przede mną tego nie ukryje. Chciałbym, aby już było po pierwszej rundzie piątkowej walki - dodał.
Opracował (fab)
Zobacz wideo: "Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa" - zapewnia "Diablo"