Newspix / Piotr Kucza / FotoPyk / Artur Szpilka

Nie ma już we mnie żalu

Newspix / Piotr Kucza / FotoPyk / Artur Szpilka

- Byłem na tatę zły, że popełnił samobójstwo. Nie rozumiałem, dlaczego nas zostawił. Po latach wiem, że czasem są rzeczy, z którymi nasza głowa nie umie sobie poradzić - mówi Artur Szpilka.

Były znakomity pięściarz opowiada nam o traumatycznych doświadczeniach, które go ukształtowały. - Dzieciństwo do najłatwiejszych nie należało. Jeden pokój, kuchnia, wspólna łazienka na korytarzu. Nieraz było ciężko z jedzeniem - mówi zawodnik.

Jako nastolatek "Szpila" trafił do domu dziecka. - Nigdy nie mówiłem publicznie o szczegółach. Gdy przyjechała po nas policja, nie wiedziałem, co się dzieje - opowiada.

30 listopada ukaże się biografia Szpilki "Zawsze ten sam", którą pięściarz napisał z Hubertem Kęską.

Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Można tęsknić za kimś, kogo się tak naprawdę nie poznało?  

Artur Szpilka, były pięściarz wagi ciężkiej, zawodnik MMA: Można. Pamiętam, jak patrzyłem na kolegów, którzy przyjeżdżali z ojcami na salę bokserską. Rodzice nieraz im coś pokazywali, klepali po plecach, wspierali. Chciałem, żeby mój tata też stał obok. Żeby na mnie patrzył i czuł dumę. Ale jego nie było. Nie zazdrościłem kolegom w złym tego słowa znaczeniu. Po prostu myślałem: fajnie im, że mają tatę blisko. Jako dziecko wiedziałem tylko tyle, że go nie ma. Nie pamiętam już, kiedy mama powiedziała, że nie żyje. Odszedł, gdy miałem trzy lata. Powiesił się w piwnicy, w której miałem zawieszony worek treningowy. Był uzależniony od alkoholu.  

Masz w pamięci jakieś migawki związane z tatą?  

Nie. Widziałem jedynie jego zdjęcie w albumie. Stoi w mundurze. Drobny facet, dużo niższy ode mnie – podobno posturę mam po dziadku. Mama mówiła, że podczas kąpieli tata brał mnie na plecy i ze mną pływał. Strasznie się wtedy cieszyłem.

Z kolei babcia opowiadała, że tata dobrze się bił, na ulicy dawał radę. Może to po nim odziedziczyłem? Pewnie cieszyłby się, że jego syn został mistrzem Polski. Gdy zdobyłem tytuł, patrzyłem w niebo i się na niego darłem. "Jak mogłeś to, k****, zrobić?! Patrzyłbyś teraz na syna, który jest mistrzem Polski! Jeździlibyśmy wszędzie razem!". Miałem do niego duży żal. Myślałem, że poszedł na skróty, byle tylko uwolnić się od problemów. Jego nieobecność bardzo mnie bolała. Ale może w jakimś stopniu dzięki niej dotarłem do miejsca, w którym jestem.  

Gdy twój tata odebrał sobie życie, mama została sama z dziećmi. 

Na świecie była już moja rok młodsza siostra, a druga miała zaraz się urodzić. Do dziś jestem mamie bardzo wdzięczny, że się nie poddała. Niesamowicie silna kobieta. Jej koledzy nieraz sięgali po alkohol, a ona nie. Zawsze chciała dla nas jak najlepiej. Dbała o nas. W miarę możliwości, bo nie wszystko mogła nam kupić.  

Wychowaliście się w skrajnej biedzie? 

Łatwo nie było. Jeden pokój, kuchnia, wspólna łazienka na korytarzu. Mama kąpała nas tam w plastikowej wanience. Nieraz było ciężko z jedzeniem. Pamiętam, jak w Lidlu wystawiali na jednej z półek przeterminowane produkty. Zawsze chodziłem po jogurty dla braci i sióstr. Menelom stojącym pod sklepem mówiłem, że "to dla moich dzieci". Bywały też lepsze dni. Razem z chłopakami z mojej bandy od rana do wieczora spędzaliśmy czas na podwórku. Przesiadywanie na trzepaku, granie w piłkę - nie powiem, że nie mam z dzieciństwa żadnych fajnych wspomnień. 

Jak nieobecność ojca wpłynęła na to dzieciństwo?  

Jestem najstarszy, mam dwie młodsze siostry i dwóch braci. W szkole nie było nikogo, kto by mnie obronił. Musiałem radzić sobie sam, o wszystko walczyć. Gdy ktoś zaczepiał młodsze rodzeństwo, od razu wjeżdżałem i wyjaśniałem sprawę. Byłem łobuz, cały czas się lałem. A jak uporałem się z jednym chłopakiem, przyprowadzał starszego brata i nie zawsze dawałem radę. Poza tym nie miałem nikogo, z kim mógłbym pogadać o męskich sprawach. Jedynie kumpli z osiedla. Z nimi spędzałem najwięcej czasu. Potrzebowałem kogoś, kto prowadził mnie za rękę. Trenera Fiodora Łapina traktowałem jak sportowego ojca. Gdy ktoś podchodził do mnie z pozycji samca alfa, od razu nabierałem do niego szacunku.

Dlaczego jako nastolatek trafiłeś do domu dziecka? 

Mama poznała ojczyma, skończyli razem w zakładzie karnym. Poszliśmy do rodziny zastępczej, opiekowała się nami babcia. Ona też była uzależniona od alkoholu. W końcu powiedziała mamie, że nie daje z nami rady i oddaje nas do domu dziecka. Mama była w więzieniu, więc nie mogła nic zrobić, został jej tylko płacz. Jeszcze nigdy nie mówiłem publicznie o tych szczegółach. Przeżywaliśmy bardzo trudny czas. To był chyba najtrudniejszy moment, jaki przeżyłem. I nie jest łatwo o tym mówić. Chcę jednak, by ludzie poznali całą historię. Dlatego ten okres z mojego życia też opisuję szeroko w książce.

Artur Szpilka jako dziecko (fot. archiwum prywatne)
Artur Szpilka jako dziecko (fot. archiwum prywatne)
"Szpila" z siostrą (fot. archiwum prywatne)
"Szpila" z siostrą (fot. archiwum prywatne)

Co czuje nastolatek, który słyszy, że musi iść do domu dziecka?  

Nie wszystko pamiętam, to było dwadzieścia lat temu. Przyjechała policja. Zabierają nas, a ja myślę: "Kurde, co tu się dzieje?". Płakałem. Nie rozumiałem, dlaczego musimy jechać. 

Jakie masz wspomnienia z domu dziecka?  

Ten czas bardzo mnie ukształtował. W placówce starałem się opiekować rodzeństwem. W naszym domu dziecka wszyscy za Cracovią, a ja - wiadomo - Wisła. Od razu zebrałem całe towarzystwo i powiedziałem, że jak coś stanie się moim bliskim, mają przerąbane. Dla rodzeństwa poszedłbym w ogień. Gdyby spadł im włos z głowy, to bym nie darował. Zresztą raz starsze chłopaki ukradli im prezenty, jak mnie nie było. Dostali ode mnie po łbie.  

Mimo że trafiłeś do placówki, powiedziałeś niedawno, że masz najlepszą mamę na świecie.  

Bo bardzo nas kochała. Też miała w życiu trudno. Tak jak mówiłem, nie poddała się, za to ją najbardziej szanuję. Popełniła błędy, ale każdy z nas je robi, a czasu nie da się cofnąć. Jest kochaną kobietą. Wiem, jak mocno przeżywała, że trafiliśmy do domu dziecka. Bardzo cierpiała. Nie mogła zrozumieć, że babcia nas oddaje, skoro miała nas wychowywać. Początkowo obraziłem się na mamę, że nie mogła się nami zająć. Dopiero po czasie zrozumiałem, jak mocno miała pod górkę. Najpierw wychowywała nas sama, potem dołączył ojczym. 
 
Od razu wybaczyłeś mamie?  

To był proces. Musiałem przepracować żal, który czułem. Kiedy wyszła z więzienia, zabrała nas do siebie. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie po rozłące. Najpierw nie chciałem się do niej odzywać. Aż nagle ją przytuliłem. Wtedy oboje się popłakaliśmy. 

Do taty nadal czujesz żal, że was zostawił?  

To nie była kwestia wybaczenia, tylko zrozumienia tego, co się stało. Dziś mogę powiedzieć, że jestem w stanie go zrozumieć. 

Sam po swojej ostatniej walce w boksie przeżywałeś bardzo trudny moment. Myślałeś o samobójstwie. Opowiadałeś w wywiadzie z WP SportoweFakty, że "skręcałeś sznur".  

To był właśnie ten moment, gdy zacząłem patrzeć na tatę inaczej. Przekonałem się na własnej skórze, że nie wszystko jest takie proste, jak się wydaje. Miałem kobietę, przyjaciół, dom, pieniądze, właściwie wszystko, a mimo to chciałem odebrać sobie życie. Nieraz sami kreujemy w swojej głowie problem, z którym nie możemy sobie poradzić.

Do teraz nie wiem, dlaczego ojciec odebrał sobie życie. Nie będę stawiał twardych tez. Wiem za to, że dziś ludzie też nie potrafią sobie poradzić psychicznie z różnymi trudnościami. A przecież 30 lat temu była mniejsza świadomość i mniejsza szansa na znalezienie pomocy.

Szpilka przeszedł bardzo wiele już jako dziecko (fot. archiwum prywatne)
Szpilka przeszedł bardzo wiele już jako dziecko (fot. archiwum prywatne)
- Jako młody chłopak czułem złość. Dziś na wiele spraw patrzę inaczej - mówi były pięściarz (fot. archiwum prywatne)
- Jako młody chłopak czułem złość. Dziś na wiele spraw patrzę inaczej - mówi były pięściarz (fot. archiwum prywatne)

Tak jak tata walczyłeś z nałogiem.

Gdy z moim przyjacielem, "Kostką", pierwszy raz spróbowaliśmy kokainy, nie mogliśmy się zatrzymać. Poszliśmy na całość. Narkotyki zniszczyły mi przede wszystkim głowę. Początkowo nie traktowałem tego w kategoriach problemu, tylko jako odskocznię. Potrafiłem nie spać trzy noce z rzędu. Zacząłem myśleć destrukcyjnie. Nie w trakcie brania tylko później, jak schodziła faza i trzeba było wziąć znowu.  

Na czym polegało to destrukcyjne myślenie?

Brałem do ręki nóż i myślałem, żeby się przedziurawić. Siebie albo kogoś. To był bardzo mocny sygnał, że pora skończyć z narkotykami. Głowa mówiła: "Albo się ogarniesz, albo z tobą koniec". Teraz rozmawiasz z czystym, świadomym człowiekiem. Od sześciu lat nic nie wziąłem. Zawsze lubiłem zajarać jointa. Tego też już nie robię. Powiedziałem sobie, że albo wszystko, albo nic. Skoro chcę żyć w czystości, nie ma półśrodków. 

Spotkałeś na swojej drodze kogoś, kto pomógł ci wyjść z narkotyków?  

Przede wszystkim pomógł mi sport. Choć gdy zdobywałem tytuł mistrza Polski, też ćpałem. Nigdy nie brałem w trakcie przygotowań, tylko po walce. Czy dzisiaj bym to zmienił? Tak, ale to już przeszłość. Nie zastanawiam się, co by było, gdyby... Nie ma sensu się nad sobą użalać. Nie jestem już tym piętnastoletnim, narwanym oszołomem. On już nie istnieje. Przeszedłem długą drogę.  

Mówisz w wywiadach, że chciałbyś zostać tatą.  

Tak. Daj Boże, żebym się doczekał tego dzieciaka i żeby to był synek.  

Będziesz go szkolił na pięściarza? 

Najważniejsze, by był zdrowy. Nie wiem, czy chciałbym, żeby boksował. Zostawiłbym tę decyzję jemu. Na pewno uczyłbym go, że nie wszystko ma się od razu, że na wiele rzeczy trzeba zapracować. Chciałbym go uchronić przed błędami, które sam popełniłem. Ale teoria to jedno, a praktyka - coś innego. Teraz łatwo mi się opowiada. Na pewno dałbym synowi tyle miłości, ile tylko mam. 

Zapytałem, czy chciałbyś mieć syna pięściarza, bo według ciebie boks to najbardziej samotna dyscyplina świata.  

Po walce masz wokół siebie mnóstwo ludzi - rodzinę, przyjaciół, znajomych - ale nie mogą poczuć tego co ty. To trudne, zwłaszcza gdy przegrasz. Wtedy cierpi twoje ciało i dusza, ego dostaje po głowie. Uzależniałem swoją wartość od wyniku danej walki. Po porażkach czułem się jak gówno. Trudno to oddać słowami. Ktoś, kto tego nie przeżył, tego nie zrozumie.

Wiem, że mama się o mnie bała. Kiedyś opowiadałem w wywiadach, że chciałbym umrzeć w ringu. Żeby niby odejść, robiąc to, co się kocha. Jak człowiek jest młody, wygaduje różne głupoty. Dziś dziękuję Bogu, że do tego nie doszło. Że mimo wielu stoczonych walk nie jestem rozbity. Można ze mną porozmawiać, głowa funkcjonuje normalnie.  

Ile przeszedłeś operacji?  

Jedenaście pod pełnym znieczuleniem. Albo nawet dwanaście.  

Dużo.  

Bardzo dużo. Bark, noga, druga noga, dwa razy kręgosłup. Cały czas coś wyskakiwało. Największy problem był z dłonią. Miałem wycinane komórki macierzyste z biodra i wtedy też byłem usypiany. Z kolei po operacji barku najdłużej dochodziłem do siebie. Bardzo bolało. Nie no, tragedia... Amatorski sport to zdrowie, ale w profesjonalnym zawsze idzie się na wyniszczenie. To powolna autodestrukcja. Nieważne, czy mówimy o boksie, piłce nożnej, czy bieganiu. Dlatego przechodziłem różne chwile załamania. Ale po chwili odpoczynku szybko uświadamiałem sobie, że bez boksu nie mogę żyć.

Artur Szpilka z mamą Jolantą (fot. archiwum prywatne)
Artur Szpilka z mamą Jolantą (fot. archiwum prywatne)

Nie boisz się, że na stare lata nie podniesiesz się z fotela?  

Mam nadzieję, że tak nie będzie. Nieraz widzę kolegów, którzy biją na siłowni jakieś rekordy. Podchodzę do tematu ostrożniej, bo wiem, że od wszystkiego trzeba zapłacić podatek. A każdy ekstremalny wysiłek odbija się na zdrowiu. Z drugiej strony – nigdy nie myślałem, że poniosłem za uprawianie boksu zbyt wysoką cenę. Przeżyłem dzięki niemu piękne chwile, choćby walkę o mistrzostwo świata. Grają mi Mazurka Dąbrowskiego, obok Mike Tyson, Evander Holyfield, Lennox Lewis - wcześniej oglądałem tych ludzi jedynie w telewizji. Mimo że przegrałem tę walkę, poniekąd było to spełnienie marzeń.  

Ojciec byłby dumny.  

Myślę, że nie "byłby", tylko "jest".  

A ty jesteś?  

Teraz już jestem. Mistrzem świata wagi ciężkiej nie zostałem, ale byłem mistrzem Unii Europejskiej, wicemistrzem Europy w boksie amatorskim, młodzieżowym mistrzem świata... Stoczyłem kilka wspaniałych walk, które pamiętają kibice. Tak, jestem z siebie dumny. Zarówno z drogi, jaką przeszedłem w ringu, jak i poza nim.  

Nadal walczysz, tyle że w MMA.  

A mama nadal się boi. Do tej pory mi mówi: "Kończ już, do czego ci te walki potrzebne?".

I co jej odpowiadasz?  

Daj spokój. Wiem, że tego nie zrozumiesz, ale jak tylko będę miał siłę, nie ma szans, żebym przestał. Za bardzo to kocham, mamo.  

Rozmawiał Dariusz Faron, dziennikarz WP SportoweFakty 

Artur Szpilka - Były pięściarz, obecnie zawodnik MMA. Jako 19-latek sięgnął po amatorskie mistrzostwo Polski wagi ciężkiej. Wygrał 24 zawodowe walki i zaliczył pięć porażek. W swoim "CV" ma także między innymi tytuł wicemistrza Europy. W 2016 r. przegrał z Deontayem Wilderem walkę o tytuł mistrza świata.

Komentarze (50)
avatar
ĄŻEJ DUDUŚ
6.12.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
O KURDE! TO SZPILKA UMIE PISAĆ? 
avatar
kojot33
6.12.2024
Zgłoś do moderacji
1
3
Odpowiedz
Zawsze będziesz krakowskim nożownikiem - zero szacunku! 
avatar
wwwojtas
6.12.2024
Zgłoś do moderacji
0
4
Odpowiedz
szpilka. ok miałeś gorsze dzieciństwo ode mnie. ale ty też nie maż się czym chwalić. udział w galach MMA niw wnosi żadnych wartości (poza kasą dla ciebie). jesteś pustym, bezwartościowym, nikim Czytaj całość
avatar
zet22
2.12.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Najgorzej, jak coś jest nie tak z głową................... 
avatar
KRZYSZTOF B
1.12.2024
Zgłoś do moderacji
6
2
Odpowiedz
Dojrzały facet. Ciekawy wywiad. Artur udowadnia że nie wszyscy w MMA to dzbany intelektualne, przy założeniu że nie ma tu "zaginania rzeczywistości" . Jednak jeśli mówi o śmierci ojca, problema Czytaj całość