- Grzech pychy spowodował, że wydawało mi się, że widziałem już wszystko, jeśli chodzi o podróże bokserskie. Widać, że są jednak kraje bardziej egzotyczne, niż te, w których do tej pory bywałem. Od samego początku miał miejsce dziwny zbieg okoliczności, który miał na celu pełną kontrolę nad naszymi poczynaniami w Kongu. Ja miałem taką przygodę, że z mojego sejfu zginęło euro. Domyślam się nawet, kto je ukradł. To była pierwsza noc naszego pobytu w hotelu w Kinszasie - mówi Andrzej Wasilewski, promotor bokserski, który przeżył traumatyczne wydarzenia podczas ostatniego pobytu w Kongu.