Sytuacja polskich curlerów to najprawdopodobniej jedyny taki przypadek w naszym kraju, kiedy czołowi zawodnicy w kraju muszą fundować sobie przygotowania i wyjazdy na najważniejsze imprezy. Polski Związek Curlingu po wykryciu gigantycznych nieprawidłowości finansowych praktycznie przestał istnieć, a zastępująca go Polska Federacja Klubów Curlingowych wciąż nie ma oficjalnie statutu związku sportowego i nie może być dotowana z ministerstwa.
- Już pięciokrotnie wnioski o zarejestrowanie w KRS naszego stowarzyszenia jako związku sportowego zostały odrzucone przez sądy w Łodzi i Warszawie. Nie poddajemy się i próbujemy dopiąć swego. Najnowszym pomysłem jest organizacja związku od zera. Na to jednak potrzeba czasu - tłumaczy członek reprezentacji curlingu, Bartosz Łobaza.
Choć drużyna odnosi zaskakujące sukcesy, a w tym roku liczy się w walce o wyjazd na zimowe igrzyska olimpijskie, to jest zostawiona sama sobie. By kontynuować przygotowania, zawodnicy rozpoczęli zbiórkę w internecie. W kilkanaście dni zebrali... pięć tysięcy złotych.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: To niecodzienne, by reprezentant Polski zbierał pieniądze w internecie na kontynuowanie udanej kariery.
Konrad Stych, kapitan reprezentacji Polski w curlingu: Mam olbrzymi żal do polskiego państwa. Czuję się oszukany i najzwyczajniej w świecie zazdroszczę innym dyscyplinom. Mój błąd polega na tym, że pokochałem niewłaściwą dyscyplinę. Ktoś przez lata pozwalał na szereg nieprawidłowości w związku, a teraz nikt nie chce sobie pobrudzić rąk i załatwić sprawy. Gdyby to nie było tak smutne, to można byłoby zażartować, że zostaliśmy na lodzie.
ZOBACZ WIDEO: Szymański zabrał głos po nokaucie. "Te ręce są ciężkie!"
Skąd mieliście pieniądze na przygotowania?
Roczny koszt funkcjonowania drużyny to przynajmniej 100 tysięcy złotych. Nie mówię tutaj o naszych zarobkach, ale o tym, by opłacić wynajęcie hali do treningów, zapłacić za bilety na zawody i zakwaterowanie w hotelach. Do tej pory praktycznie wszystko opłacaliśmy z własnych środków. Mimo że co roku sięgamy po medale, zostaliśmy zostawieni sami sobie. Mamy jednego sponsora i bardzo mu dziękujemy. To jednak niewystarczające.
Mimo wszystko chcecie walczyć o wyjazd na igrzyska?
Co roku zastanawiamy się, co z tym robić. Ostatecznie ustaliliśmy, że jeszcze do kwietnia zamierzamy się w to angażować i spróbować osiągnąć kolejne sukcesy. Sytuacja jest jednak trudna, dlatego każdy z nas zdaje sobie sprawę, że to wkrótce może się skończyć. Jak długo można dokładać 20 tysięcy złotych rocznie do pasji?!
Co na to wasze rodziny?
Właśnie o tym mówię. Podporządkowujemy swoje życie pod curling, już dawno nie byliśmy na normalnych wakacjach, bo wszystkie oszczędności i urlop przeznaczamy na wyjazdy na zawody curlingowe. W takich warunkach trudno o sukcesy, a nam mimo wszystko udaje się po nie sięgać.
Jak pogodzić treningi i wyjazdy na zawody z pracą?
Każdy z nas pracuje na pełny etat. W zespole mamy pilota samolotów pasażerskich w Ryanairze, finansistę, inżyniera. Ja zajmuje się organizacją imprez na lodowisku, bo dzięki temu cały zespół płaci mniej za wynajem lodowiska do treningów. Razem stanowimy najlepszą drużynę w historii polskiego curlingu.
Jak często spotykacie się na wspólnych treningach?
Mamy wiele obowiązków, ale robimy wszystko, by trenować co najmniej dwa razy w tygodniu. Grafik dopasowujemy do kolegi, który jest pilotem. Spotykamy się więc w Łodzi na dwa dni i próbujemy skumulować liczbę godzin spędzonych na lodzie. Zwykle trenujemy wtedy po pięć godzin dziennie. Wynajęcie miejsca do treningów kosztuje nas 2300 złotych. Do tego dochodzą koszty dojazdu, zakwaterowania. To jednak nic w porównaniu do kosztów wyjazdu na mistrzostwa Europy, które zwykle trwają 10 dni.
Potrafi pan wytłumaczyć, jak to możliwe, że zostaliście bez wsparcia państwa dla barw którego startujecie?
Przez lata Polski Związek Curlingu dopuszczał się wielu nieprawidłowości. Mowa o wystawianiu lewych faktur, podrabianiu podpisów. Robiono to zupełnie bezkarnie, a do tej pory nikogo za to nie skazano, ale ostatecznie związek stracił możliwość finansowania z budżetu ministerstwa sportu.
Nic się nie da z tym zrobić?
Powstała Polska Federacja Klubów Curlingowych, ale wciąż nie ma statusu związku sportowego. Choć jesteśmy w kontakcie z ministerstwem sportu, to jednak nikt do tej pory nie chce sobie brudzić rąk i rozwiązać sytuację w naszej dyscyplinie. To więc tak naprawdę nasza inicjatywa, że jeździmy na zawody międzynarodowe.
Mimo to cały czas robicie postęp, co roku sięgacie po medale w rywalizacji mistrzostw Europy, najpierw w dywizji C, potem w dywizji A. Obecnie występujecie w europejskiej elicie i liczycie się w walce o wyjazd na igrzyska. Jak to możliwe?
Sam się zastanawiam, bo warunki do treningów mamy trudne. Tak naprawdę w Polsce mamy jeden obiekt do curlingu, a na pozostałych da się trenować tylko zimą. Na jednym z torów pod balonem, gdy wyjdzie słońce, robi się tak ciepło, że lód topnieje, a kamień staje raptem po kilku metrach. Na naszym poziomie nawet delikatne nierówności robią dużą różnicę. O zagranicznych zgrupowaniach w obecnej chwili możemy jednak zapomnieć. I tak większość z nas musi brać bezpłatny urlop.
Jakie plany na najbliższy sezon?
Kluczowe będą dla nas listopadowe mistrzostwa Europy w Finlandii. Chwilę wcześniej wybieramy się do Szkocji na prekwalifikacje do igrzysk olimpijskich. Gdyby udało nam się awansować, to później czeka nas jeszcze wylot do Kanady i walka o przepustkę na igrzyskach. Na szczęście mamy też kilka turniejów w Europie, bo to zmniejsza koszty. Nie wiem, co z mistrzostwami świata w USA, bo to także bardzo drogi wyjazd.
Co dalej?
Nie wiem. I chyba nikt nie wie. Na razie umówieni jesteśmy na wspólną grę do końca kwietnia.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty