F1. Sędziowie zdecydowali. Jest kara
W trakcie GP Singapuru doszło do wielu incydentów. W jednym z nich zderzyli się Nicholas Latifi i Guanyu Zhou. Sędziowie winnym zajścia uznali kierowcę Williamsa. Kanadyjczyk otrzymał surową karę.
Kanadyjczyk z kolei złapał "kapcia" i doczołgał się do alei serwisowej w nadziei na wymianę koła i dalszą jazdę w GP Singapuru. - Nie widziałem go - bronił się Latifi, który ostatecznie nie powrócił do rywalizacji ze względu na uszkodzenie zawieszenia w modelu FW44.
Sprawą zajęli się sędziowie, którzy nie mieli problemów ze wskazaniem winnego. W ich ocenie to kierowca Williamsa zawinił, za co otrzymał karę przesunięcia o pięć pozycji na starcie do kolejnego wyścigu Formuły 1 - GP Japonii. Biorąc jednak pod uwagę formę 27-latka, który większość tegorocznych kwalifikacji kończył jako ostatni, niewiele zmienia to w jego sytuacji.
Równocześnie sędziowie przyznali Latifiemu dwa punkty karne. Łącznie na jego koncie znajdują się trzy "oczka" za przewinienia na torze. Zgromadzenie dwunastu w ciągu jednego roku kalendarzowego skutkuje automatyczną pauzą w jednym wyścigu F1.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznajesz ją? Nie nudzi się na sportowej emeryturze"Sędziowie przejrzeli dowody wideo i uznali, że wina za kolizję w głównej mierze spoczywa na Latifim. Zhou próbował wyprzedzić go na prostej, zbliżając się do piątego zakrętu. Miał tam wystarczająco dużo miejsca i jechał normalną linią wyścigową. Latifi skręcił w lewo i nie zostawił Zhou miejsca, co doprowadziło do kolizji" - napisali sędziowie w notatce po wyścigu.
Williams będzie chciał jak najszybciej zapomnieć o GP Singapuru. Do mety niedzielnego wyścigu nie dojechał również drugi kierowca brytyjskiej ekipy - Alexander Albon. Taj uderzył w bandę i uszkodził przednie skrzydło. Chociaż 26-latek dojechał do alei serwisowej, to podobnie jak w przypadku zespołowego kolegi, jego maszyna nie nadawała się do dalszej jazdy.
Czytaj także:
Zawodnik pobity przez mechanika. "Milczałem, aby zachować miejsce w zespole"
Max Verstappen zrównał Red Bulla z ziemią. "Mam prawo krytykować zespół"