W końcowej fazie GP Australii oglądaliśmy ciekawą walkę o szóste miejsce, którą stoczyli Fernando Alonso i George Russell. Na ostatnim okrążeniu Hiszpan zahamował wcześniej przed jednym z zakrętów, aby mieć lepsze wyjście na prostą i zbudować przewagę nad rywalem. Brytyjczyk dał się zaskoczyć, spanikował i ostro zahamował, w następstwie czego wypadł z toru i poważnie rozbił bolid.
Sędziowie nałożyli na kierowcę Aston Martina karę 20 s, przez którą spadł w klasyfikacji wyścigu z szóstego miejsca na ósme. Z takim werdyktem nie zgodził się Pedro de la Rosa. Przyjaciel 42-latka i ambasador brytyjskiej ekipy stwierdził, że stewardzi "nie mogą mówić kierowcom, jak mają jeździć", a do Alonso należy decyzja ws. wyboru linii wyścigowych i obrony pozycji.
Podobnie sprawę ocenił Louis Deletraz. Przyjaciel Roberta Kubicy, który przed rokiem świętował z Polakiem tytuł długodystansowego mistrza świata WEC w klasie LMP2, zwrócił uwagę na prawo kierowcy jadącego z przodu do dyktowania warunków. "Perez spowalniał Hamiltona o kilka sekund w trzecim sektorze w Abu Zabi podczas walki o tytuł i to było normalne, a teraz nie jest? Straszna decyzja. To są wyścigi. Jeśli jesteśmy z tyłu, to naszym zadaniem jest wyprzedzić rywala i zareagować na to, co robi bolid z przodu" - napisał szwajcarski kierowca w serwisie X (dawniej Twitter).
ZOBACZ WIDEO: Zobacz obrady kapituły plebiscytu Herosi WP! Jóźwik, Małysz, Świderski i Korzeniowski wybrali nominowanych
Natomiast Robert Doornbos, były kierowca Red Bull Racing, w Ziggo Sport stwierdził, że zachowanie Fernando Alonso było "godne Oscara". Holender nie uwierzył w słowa Hiszpana o rzekomych kłopotach z baterią w bolidzie i pedałem gazu. "Nie miał żadnych problemów tego typu, a FIA to zauważyła i stwierdziła wprost: 'gadasz bzdury' - powiedział były kierowca, zdaniem którego Alonso nie po raz pierwszy wykonał na rywalu "test hamulców".
Również Timo Glock w niemieckim Sky zwrócił uwagę na to, że Fernando Alonso zwykle twardo broni się przed oddaniem pozycji rywalowi. - Często używa łokci w walce. Myślę, że dokładnie wiedział, co robi - ocenił były kierowca F1, zdaniem którego rywal z Mercedesa kompletnie dał się zaskoczyć, spanikował i to w ostateczności doprowadziło do poważnego wypadku.
Sam Alonso zabrał głos ws. decyzji sędziów w mediach społecznościowych. Dwukrotny mistrz świata nie ukrywał swojego rozczarowania werdyktem stewardów. "Jestem trochę zaskoczony karą na koniec wyścigu dotyczącą tego, jak powinniśmy podchodzić do zakrętów albo też sugerującą nam, jak powinniśmy prowadzić bolid. Przy takich prędkościach w żadnym momencie nie chcemy wykonać żadnego niebezpiecznego manewru" - zaznaczył.
"Wierzę, że gdyby nie było żwiru w tym zakręcie (na nim przyczepność stracił Russell - dop. aut.), ani w żadnym innym torze na świecie, ten incydent nie byłby nawet sprawdzany. Mam ponad 20 lat doświadczenia w F1, brałem udział w epickich pojedynkach, takich jak ten na Imoli w 2005 i 2006 roku, a także w Brazylii w sezonie 2023. Zmiana linii wyścigowej i poświęcenie prędkości na rzecz lepszego wyjścia z zakrętu jest częścią sztuki w motorsporcie" - napisał Alonso.
"Nigdy nie jedziemy na 100 proc. na każdym okrążeniu i w każdym zakręcie, bo oszczędzamy paliwo, opony i hamulce. Pociąganie nas do odpowiedzialności, że jedno okrążenie jest inne od drugiego, jest nieco zaskakujące" - podsumował kierowca Aston Martina.
Czytaj także:
- Ze szpitala do miana bohatera. Obolały kierowca Ferrari zaskoczył wszystkich
- Kubica nie kłamał. Znów się skompromitowali