Już wtedy Robert Kubica był wielką gwiazdą Formuły 1, a sporo osób wskazywało, że czeka go jeszcze bardziej świetlana przyszłość. Niestety, nigdy nie dowiemy się, jak potoczyłaby się kariera polskiego kierowcy, gdyby nie tragiczny wypadek, który miał miejsce 6 lutego 2011 roku.
Podczas Ronde di Andora Kubica i jego pilot Jakub Gerber uderzyli w przydrożną karierę. Ta wbiła się w samochód i raniła kierowcę. Nieprzytomnego Kubicę do szpitala zabrał helikopter. Polak stracił aż 5 litrów krwi, ale udało mu się wygrać walkę o życie.
Ponadto doznał wielomiejscowych złamań prawej ręki i nogi oraz uszkodzenia kości dłoni. Przez długi czas walczył o powrót do sprawności.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak wygląda typowy dzień Aryny Sabalenki
W rozmowie z "Przeglądem Sportowym Onet" Polak wrócił do wydarzeń sprzed 13 lat.
- Był taki moment, że mój mózg i moje myśli nie akceptowały mojego ciała. Budziłem się w nocy i miałem poczucie, że moja prawa część ciała nie należy do mnie. Czułem, jakby nie była moja. Przyznam szczerze, że nawet teraz trudno mi dobrze to opowiedzieć. Były takie momenty, że wolałem nie mieć tej prawej części ciała. To były bardzo złe myśli - opowiada Kubica.
Kubica przyznał, że wypadek i późniejsza rehabilitacja zmieniła jego pogląd na wiele spraw i strategię działania.
- Kiedy wracałem do zdrowia, starałem się robić rzeczy, które wcześniej przychodziły mi łatwo. Wtedy czułem, że kopałem pod sobą dołek. Wkurzałem się, bo kiedy robisz jakieś rzeczy i 98 procent ci nie wychodzi, to po prostu jesteś do wszystkiego negatywnie nastawiony - dodaje.
Kubica ostatecznie wrócił jednak do sportów motorowych, a ku zaskoczeniu wszystkich nawet do Formuły 1. W 2019 roku był kierowcą Williamsa.
A Kubica wcale o kulisach wypadku tu nie mówi, lecz o tym co było po nim.