Kubica nic nie musi, wszystko może. Sam na to zapracował [OPINIA]

Getty Images / Philippe Nanchino / Na zdjęciu: Robert Kubica
Getty Images / Philippe Nanchino / Na zdjęciu: Robert Kubica

Kariera Roberta Kubicy nie była dotąd usłana różami. Polak to nie tylko jeden z najlepszych, ale i najbardziej pechowych kierowców w swoim pokoleniu. Po wygranej w 24h Le Mans może jednak zrobić wszystko. Łącznie z odejściem z wyścigów.

Robert Kubica wielokrotnie w ostatnich latach musiał sobie odpowiadać na pytanie: "co by było, gdyby?". Wypadek rajdowy z 2011 roku naznaczył jego życie. Pozbawił go szansy na kontrakt w Ferrari w Formule 1, o metalową barierkę w małej włoskiej miejscowości roztrzaskały się marzenia o zostaniu mistrzem świata F1 i triumfach w czerwonym kombinezonie.

Kubica zasłużył na miano najlepszego, ale też najbardziej pechowego kierowcy pokolenia. Na pewnym etapie wydawało się, że jeśli coś może pójść nie tak, to w przypadku krakowianina pójdzie. Powrót do F1 w 2019 roku w barwach Williamsa? Akurat trafił się najgorszy w historii sezon brytyjskiej ekipy, który pozbawił go drugiej szansy na zaistnienie w królowej motorsportu.

ZOBACZ WIDEO: Kiełbasa z grilla u Zmarzlika. Historia wielkiej znajomości z mistrzem świata

Polak szukał szczęścia w innych seriach. Chciał udowodnić wartość w niemieckiej serii DTM i trafił do niej akurat, gdy BMW nie miało podejścia do Audi, a dodatkowo koronawirus i chęć podbicia F1 przez jedną z tych marek "zabiły" DTM.

Tak trafił do wyścigów długodystansowych i znów nie było różowo. W 2021 roku mógł w debiucie wygrać 24h Le Mans, ale awaria samochodu na ostatnim okrążeniu była niczym cios w brzuch. Mógł triumfować w ubiegłym sezonie za kierownicą Ferrari, ale znów usterka pozbawiła go złudzeń.

Ostatni weekend wynagrodził Kubicy to wszystko. Znów był bezbłędny, znów momentami był jeżdżącym szefem zespołu. To on dyktował strategię, a gdy trzeba było, pozostał dłużej za kierownicą i dowiózł Ferrari 499P do mety na pierwszej pozycji. Łącznie spędził w kokpicie ponad dziesięć godzin, 43 proc. dystansu wyścigu. To był tytaniczny wysiłek, a przecież jeszcze kilka lat temu niektórzy twierdzili, że mając kontuzjowaną rękę do niczego się nie nadaje. Niektórzy eksperci sugerowali nawet, że Kubica będzie stanowił zagrożenie dla siebie i innych kierowców. Teraz siedzą cicho.

Polak zapisał się w historii, bo tylko nieliczni równocześnie wygrywali w F1 oraz 24h Le Mans. Po wyścigu zaskoczył, bo przypomniał swoje słowa sprzed kilku lat, że jeśli zwycięży francuski klasyk, to więcej w nim nie wystartuje. Równie zaskakujące były słowa o powrocie do rajdów.

Co zrobi Kubica? Myślę, że w tej chwili on sam tego nie wie. Musi przespać się z sukcesem. Musi do niego dotrzeć, czego właśnie dokonał. Tylko on sam wie, ile wysiłku kosztował go sukces w 24h Le Mans. I nie chodzi o to, że nie zamknął oka w ostatni weekend, że ma za sobą cały tydzień ciężkiej pracy w testach i treningach na torze Circuit de la Sarthe, że spędził godziny na analizowaniu danych. Tego zwycięstwa nie byłoby bez wielu miesięcy żmudnej rehabilitacji, kilkunastu operacji i wielu wyrzeczeń po wypadku rajdowym z 2011. Jak słusznie zauważył, to jest jego największe osiągnięcie w życiu.

Kubica może teraz wszystko. Może zakończyć karierę w glorii chwały, bo taki jest przywilej najlepszych. Może wrócić do rajdów, bo i w tej dziedzinie ma pewne niedokończone sprawy. A równie dobrze może uznać, że trudno wdrapać się na szczyt, ale jeszcze trudniej na nim się utrzymać. Może to go tchnie do walki o kolejne zwycięstwo w 24h Le Mans?

Pytanie, jak zachowa się Ferrari. Jeśli Włosi kolejny raz nie docenią skarbu, który mają w swoich szeregach, to mogą go stracić. Gorszące były obrazki z tegorocznego wyścigu, kiedy to stratedzy zespołu próbowali tak skręcić wynik, aby zwycięstwo w nim odniosła fabryczna załoga. Los pokarał Włochów, bo chwilę po takich instrukcjach kierowca samochodu numer 51 zakopał się w żwirze, stracił cenny czas i sam wykluczył się z walki o wygraną.

Już zimą Kubica miał oferty z innych marek startujących w długodystansowych mistrzostwach świata WEC, ale uznał, że mimo wszystko największe szanse na sukces w 24h Le Mans ma w prywatnym Ferrari. Nie mylił się. Równocześnie prawdą jest, że prywatne zespoły mają mniejsze szanse na triumf, bo dysponują mniejszą liczbą pracowników, części itd. Dlatego też w 2026 roku powtórzenie sukcesu w takich warunkach może okazać się niemożliwe.

Smutne w gigantycznym sukcesie Kubicy jest to, że nagle przypomnieli sobie o nim politycy. Minister sportu Sławomir Nitras ruszył z gratulacjami, choć jeszcze kilka lat wcześniej krytykował Daniela Obajtka za finansowanie kierowcy z kasy OrlenuPrzedstawiciele PiS też nie powinni pierwsi wypychać piersi po ordery, bo krakowianin dostał się niegdyś do F1 bez finansowego wsparcia państwa, więc i wyścigi długodystansowe mógłby podbić bez Orlenu u boku. Zwłaszcza w sytuacji, gdy momentami jego kontrakt jest pewnym problemem. Chociażby fabryczne Ferrari sponsorowane jest przez Shella, co tworzy naturalny konflikt interesów.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (27)
avatar
Rambson
19.06.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nasza kaplica! Przystojny jest! :) 
avatar
enigmato14
18.06.2025
Zgłoś do moderacji
2
2
Odpowiedz
Sam?? Może też sam wygrał Le Mans? Co za bzdury, jakby nie dwaj pozostali kierowcy z tego teamu to by nie wygrał i taka jest prawda, otrzymał od nich przewagę na ostatniej zmianie i po prostu d Czytaj całość
avatar
prologic
18.06.2025
Zgłoś do moderacji
2
2
Odpowiedz
Nic nie zmieni faktu, że Orlen finansuje od lat nieodpowiedzialnego sportowca i jego lekkomyślność. Podobnie jak finansowanie polskich kopaczy to marnotrawienie publicznych pieniędzy 
avatar
vit
18.06.2025
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Orlen, a właściwie kupujący paliwo bula solidną kasę, a ten tu pisze, że to nic nie daje, no ładnie! 
avatar
Art. Ski
17.06.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A czemu na wupe lewe reklamy? Szok! 
Zgłoś nielegalne treści