Lewis Hamilton zakończył swój udział w GP Holandii na 23. okrążeniu, kiedy to jego Ferrari uderzyło w barierę na torze Zandvoort. Mimo że Brytyjczyk był zadowolony z postępów zespołu, to jego występ w Zandvoort zakończył się przedwcześnie. - Nie jestem pewien, muszę to przeanalizować - powiedział siedmiokrotny mistrz świata, pytany w Sky Sports o przyczyny wypadku.
- Gdy wjeżdżałem na wzniesienie w zakręcie, tył samochodu się wyślizgnął i nie mogłem go opanować - dodał kierowca Ferrari. Powtórki telewizyjne pokazały jednak, że Hamilton najechał na fragment reklamy znajdujący się na zewnętrznej. Był on śliski po wcześniejszych opadach deszczu. To wystarczyło, aby Brytyjczyk stracił panowanie nad modelem SF-25.
ZOBACZ WIDEO: 95 proc. tarć jest wymyślonych. Mrozek wprost o atmosferze w ROW-ie
Hamilton przyznał, że mimo trudności z samochodem, czuł się pewniej niż w poprzednich wyścigach. - Bolid był trochę nerwowy, ale zrobiliśmy postępy. Moje tempo było całkiem dobre - dodał. Kierowca Ferrari podkreślił, że miał szansę dogonić George'a Russell'a i inne samochody przed nim. Jego pogoń przerwał jednak prosty błąd.
Kierowca ekipy z Maranello zajmował siódme miejsce w momencie wypadku. - Dla mnie to bardzo nietypowe, by nie ukończyć wyścigu i odpaść tak wcześnie. Zdecydowanie nie jest to dobra informacja dla zespołu, ale czasem tak się zdarza - podsumował Hamilton.
Wypadek Lewis Hamiltona spowodował wyjazd samochodu bezpieczeństwa, co negatywnie odbiło się na strategii zespołu Ferrari. Charles Leclerc, jego kolega z zespołu, zjechał do boksu tuż przed ogłoszeniem neutralizacji, co również wpłynęło na jego wyścig. Monakijczyk stracił piątą lokatę w związku z tym, że jego rywale wymienili opony w warunkach neutralizacji.
Charles Leclerc w dalszej fazie wyścigu robił wszystko, aby odzyskać strone pozycje. Niestety, 27-latek w ostatniej fazie GP Holandii zderzył się z Andreą Kimim Antonellim, gdy Włoch próbował wyprzedzić rywala. W efekcie Ferrari zakończyło weekend w Zandvoort z zerowym dorobkiem.