Alex Palou to jedna z największych gwiazd amerykańskiej serii IndyCar, odpowiednika Formuły 1. Hiszpan ma już na swoim koncie cztery tytuły mistrzowskie (2021, 2023-2025). Wszystkie zdobył w barwach Chip Ganassi Racing, ale niedawno McLarena podjął próbę przechwycenia 28-latka. Brytyjska ekipa, szykując się na podbicie IndyCar, była przekonana, że Palou jest idealnym kandydatem do roli lidera projektu i obiecała mu rekordową pensję.
Palou w 2023 roku zgodził się na transfer do McLarena, po czym okazało się, że... wciąż ma ważny kontrakt z Chip Ganassi Racing. Hiszpan jednostronnie rozwiązał umowę z Brytyjczykami i pozostał wierny obecnemu pracodawcy, z którym zdobył kolejne tytuły mistrzowskie w IndyCar. O ile decyzja obroniła się pod względem sportowym, o tyle może mieć przykre konsekwencje finansowe.
ZOBACZ WIDEO: "Nie dam sobie tego wmówić". Stanowcza reakcja Zmarzlika
W poniedziałek Reuters poinformował, że McLaren nie zrezygnował z pierwotnego planu i podtrzymał w sądzie pozew przeciwko Palou. Ekipa z Woking domaga się od kierowcy 19,7 mln dolarów odszkodowania. Kwotę oszacowali prawnicy brytyjskiego zespołu, bazując na potencjalnych zyskach, jakie mógł osiągnąć McLaren z Palou w składzie.
Brytyjczycy są przekonani, że z hiszpańskim kierowcą na pokładzie walczyliby o tytuły mistrzowskie w IndyCar, co przełożyłoby się na wysokość kontraktów sponsorskich i sum wypłacanych przez partnerów McLarena.
Palou przyznał się do złamania kontraktu, ale równocześnie nie osiągnął kompromisu podczas rozmów ws. ugody z McLarenem. Jego przedstawiciele twierdzą, że żądana kwota odszkodowania została zawyżona. - Prawnicy McLarena chcą puścić naszego klienta z torbami - powiedział adwokat kierowcy w rozmowie z agencją Reuters.
Proces między McLarenem a Palou ma zakończyć się w listopadzie. Być może sytuację Hiszpana uratuje jego obecny pracodawca. Właściciel Chip Ganassi Racing zapowiedział, że pokryje wszelkie koszty, jakie sąd nakaże zapłacić kierowcy.