Bycie kierowcą Formuły 1 nie zwalnia od spełniania wymogów administracyjnych, a administracja Donalda Trumpa mocno zacieśniła zasady wpuszczania obywateli obcych państw na teren Stanów Zjednoczonych. Boleśnie przekonał się o tym Yuki Tsunoda. Japończyk miał problemy pod koniec 2024 roku przy okazji GP Las Vegas, a teraz sytuacja się powtórzyła.
W listopadzie Tsunoda został zaproszony do pokoju amerykańskiej straży granicznej, gdzie spędził kilka godzin na przesłuchaniu i musiał przekonywać urzędników, że jest kierowcą F1. Sytuacja ostatecznie zakończyła się pomyślnie dla Japończyka, który otrzymał zgodę na wjazd do USA i wziął udział w wyścigu w "mieście grzechu".
ZOBACZ WIDEO: "Nie dam sobie tego wmówić". Stanowcza reakcja Zmarzlika
Czy kierowca Red Bull Racing wystartuje w GP USA w teksańskim Austin w najbliższy weekend? To zasadne pytanie, bo uwagę na 25-latka ponownie zwrócili pracownicy straży granicznej i urzędu antyimigracyjnego. Poinformował o tym słowacki dziennikarz Stevo Eisele, który podróżował z Yukim Tsunodą tym samym samolotem.
"Miłe przypomnienie, że kierowcy F1 zazwyczaj noszą cywilne ubrania, sami dźwigają walizki, zmagają się z jet lagiem i muszą stać w kolejce do odprawy paszportowej" - napisał Słowak w mediach społecznościowych, prezentując wspólne zdjęcie z Tsunodą.
"Mogą ich nawet spotkać nieoczekiwane problemy, które stresują Yukiego do tej pory. Rok temu przetrzymywano go w małym pokoju na lotnisku w Las Vegas przez dwie i pół godziny bez telefonu komórkowego z powodu nieprawidłowości w dokumentach imigracyjnych. I tym razem również został odsunięty na bok po 11-godzinnym locie" - dodał Eisele.
Scenariusz, w którym Tsunoda nie otrzymuje zgody na wjazd na teren USA wydaje się mało prawdopodobny, gdyż wiązałby się z międzynarodową aferą. Japończyk obecnie walczy o swoją przyszłość w F1. Jego wyniki w barwach Red Bulla pozostawiają wiele do życzenia, a ekipa "czerwonych byków" w najbliższych tygodniach chce zadecydować o składzie na rok 2026.