Fernando Alonso zarzucił sędziom, że "patrzą w inną stronę" po tym, jak po starcie GP Meksyku wielu kierowców pojechało prosto przez zakręty numer dwa i trzy. Hiszpan, który ostatecznie wycofał się z wyścigu na torze im. braci Rodriguezów, twierdził, że zawodnicy, którzy opuścili tor, w tym Charles Leclerc, Max Verstappen, Andrea Kimi Antonelli, Carlos Sainz i Liam Lawson, zyskali kilka pozycji względem tych, którzy zmieścili się w białych liniach.
- Odrobiliśmy trochę miejsc, byliśmy agresywni w zakręcie numer jeden i wszystko wyglądało dobrze. Jednak myślę, że kilka bolidów pojechało prosto w zakrętach dwa i trzy, a potem wróciło na tor trzy lub cztery pozycje przede mną. Powiedziałbym, że to trochę niesprawiedliwe. To drugi raz z rzędu, kiedy na pierwszym okrążeniu w pierwszym zakręcie sędziowie z FIA patrzą w inną stronę. Wyciągam z tego lekcję - powiedział Alonso w F1 TV.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica wspomina potworny wypadek. "Nie jestem już tym samym człowiekiem"
44-latek poruszył ten temat również w późniejszej rozmowie z ESPN. - Można ściąć zakręt, kiedy nie da się przejechać torem, czasami trzeba wykonać manewr ucieczki, żeby uniknąć kontaktu, to jest dozwolone. Czego nie można robić, to przejechać na pełnym gazie i zyskać dwie lub trzy pozycje, bo normalnie trzeba je oddać - zauważył.
- Ale cóż, z pewnością FIA miała więcej informacji. Uznali, że nie trzeba oddawać pozycji i spróbujemy skorzystać z tego następnym razem, gdy będzie podobna sytuacja. Miejmy nadzieję, że wtedy będziemy po tej drugiej stronie. Jednak zawsze staramy się robić wszystko jak najlepiej - dodał kierowca Astona Martina.
Fernando Alonso nie był jedynym, który skrytykował brak kar po starcie. George Russell z Mercedesa również zakwestionował tę decyzję. Brytyjczyk jeszcze w trakcie wyścigu, rozmawiając przez radio ze swoim inżynierem, domagał się interwencji sędziów.
- Nie rozumiem, jak trzech kierowców może ściąć pierwszy zakręt i po prostu jechać dalej na pozycjach, na których jechali. To tak, jakby pozwolić na maksymalne ryzyko, a jeśli coś pójdzie nie tak, to śmiało, masz zgodę od sędziów na robienie wszystkiego - powiedział Russell w Sky Sports.
- Widzimy to niemal co roku, odkąd tu jeździmy. Myślę, że w zeszłym roku był to Carlos, rok wcześniej Charles, dziesięć lat temu Lewis. To wygląda jak wyścigi kosiarek, które jeżdżą po trawie. Coś trzeba tu zmienić. Bo jeśli możesz po prostu puścić się szeroko po zewnętrznej, albo ci się uda, albo przejedziesz przez trawę i wrócisz na pozycji, na której byłeś wcześniej. To nie tak powinno działać - podsumował kierowca Mercedesa.