Oscar Piastri bronił nieudanego ataku w GP Sao Paulo, podkreślając, że "nie mógł po prostu zniknąć". Kierowca McLarena zaatakował po wewnętrznej w zakręcie numer jeden, zaraz po restarcie wyścigu, walcząc o drugie miejsce. Na jego manewr zareagował Andrea Kimi Antonelli, który przyblokował tor jazdy po wewnętrznej, w efekcie czego Australijczyk zblokował koła i stracił panowanie nad bolidem.
Najmocniej na kolizji bolidów McLarena i Mercedesa ucierpiał Charles Leclerc, który znajdował się po zewnętrznej i został wyeliminowany z dalszej jazdy w GP Sao Paulo. Interwencja sędziów zakończyła się karą 10 s dla Piastriego. Australijczyk dojechał do mety wyścigu na piątej pozycji.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica wspomina potworny wypadek. "Nie jestem już tym samym człowiekiem"
Gdyby nie decyzja sędziów o karze, Oscar Piastri mógłby walczyć o drugą lokatę na Interlagos. Tymczasem słabszy wynik sprawił, że Australijczyk traci już 24 punkty do prowadzącego w "generalce" Lando Norrisa.
- Moim zdaniem miałem bardzo klarowną okazję po wewnętrznej. Tak, doszło do zablokowania kół, ale byłem dokładnie na wierzchołku, na białej linii. Nie mogłem jechać bardziej w lewo i nie mogłem po prostu zniknąć - przedstawił swój punkt widzenia Piastri w Sky Sports.
- Decyzja jest, jaka jest. To był jeden z kilku trudnych momentów w tym wyścigu i podczas całego weekendu, ale nie zrobiłbym nic inaczej, gdybym miał drugą szansę - zaznaczył kierowca McLarena.
Australijczyk przekonywał, że jest "w dużej mierze pogodzony" z karą, choć się z nią nie zgadza. Według niego "miał sytuację pod kontrolą" w całej sekwencji zdarzeń. Zapytany, czy sędziowie uznali, że nie panował nad samochodem przez blokadę, odparł, że "nie wie". - Niezależnie, jak na to spojrzeć, nie bardzo wiem, gdzie miałbym pojechać, bo jeśli masz tak dobry dojazd do zakrętu numer jeden i jesteś całkowicie obok, to nie odpuszczasz - wyjaśnił.
Antonelli po kontakcie z Piastrim kontynuował jazdę i ostatecznie finiszował na drugim miejscu. Z dalszej jazdy odpadł Leclerc, w bolidzie którego doszło do uszkodzenia przedniego koła i zawieszenia. Monakijczyk nie miał jednak pretensji do rywala z McLarena. - Manewr Oscara był optymistyczny, ale Kimi wiedział, że Oscar jest po wewnętrznej. Przejechał ten zakręt tak, jakby Oscara tam nie było i moim zdaniem wina nie spoczywa w całości na Oscarze - powiedział kierowca Ferrari.
- Tak, to był optymistyczny atak, ale można było tego uniknąć i jestem sfrustrowany. Koniec końców nie jestem zły ani na Oscara, ani na Kimiego, takie rzeczy się zdarzają, ale nie posunąłbym się do stwierdzenia, że to wyłącznie wina Oscara - ocenił Monakijczyk.