Jules Bianchi trafił do szpitala w październiku ubiegłego roku po tym, jak podczas GP Japonii na torze Suzuka rozbił swój bolid uderzając w zaparkowany na poboczu dźwig. Francuz doznał poważnych obrażeń głowy i w stanie śpiączki farmakologicznej pozostał przez kilka tygodni w Azji.
Po dwóch miesiącach były kierowca teamu Marussia F1 Team został przetransportowany do szpitala w Nicei, gdzie do końca swoich dni opiekowali się nim lekarze. 25-latek wyszedł ze śpiączki, lecz pozostawał nieprzytomny.
Tu Bianchi spędził ostatnie miesiące życia
Źródło: FR M6/x-news
"Jules walczył jak zawsze do samego końca, ale dzisiaj jego walka dobiegła końca. Ból, jaki czujemy, jest ogromny i nie do opisania. Pragniemy podziękować personelowi medycznemu szpitala w Nicei, który opiekował się Julesem z miłością i oddaniem. Dziękujemy również pracownikom szpitala w Japonii, który zajął się Julesem zaraz po wypadku, a także wszystkim innym lekarzom, którzy byli zaangażowani w ostatnich miesiącach w opiekę" - napisała rodzina kierowcy.
"Ponadto dziękujemy kolegom, przyjaciołom, kibicom i wszystkim, którzy w ostatnich miesiącach wspierali Julesa. To dawało nam wielką siłę i pomagało radzić sobie w tych trudnych chwilach. Słuchanie i czytanie wielu wiadomości uświadomiło nas, jak wiele osób na świecie było poruszonych sytuacją Julesa. Chcielibyśmy prosić, aby uszanowano naszą prywatność w tym trudnym okresie, w którym musimy pogodzić się ze stratą Julesa" - dodano w oświadczeniu.
Jules Bianchi zmarł w wieku 25 lat. 3 sierpnia skończyłby 26 lat.
Czy nie lepiej pomyśleć dobrze o Nim, pomodlić się lub po prostu zadumać się.