Lance Stroll rozpoczynał niedzielny wyścig w Soczi z jedenastego pola. Po dobrym starcie awansował do punktowanej dziesiątki, niestety dla niego, po kontakcie z samochodem Nico Hulkenberga obróciło go na torze, przez co stracił cenną pozycję.
- To było tak niefortunne - żałował 18-letni kierowca z Kanady. - Miałem naprawdę dobry start, w pewnym momencie byłem nawet ósmy, ale zostałem "zmiażdżony" na krawężniku. Samochód mi uciekł i choć wiedziałem, że nie został zniszczony, to musiałem jeszcze zawrócić.
Stroll zachował jednak chłodną głowę. Szybko zapominając o wydarzeniach z pierwszego okrążeniach jechał jak po swoje walcząc z kierowcami Toro Rosso. Dobra jazda pozwoliła mu rozdzielić duet satelickiej stajni Red Bulla i finiszować na 11. miejscu.
- Miałem swój najlepszy moment po tym jak zmieniliśmy opony, bo udało mi się w końcu wyprzedzić Daniiła Kwiata. W końcu zobaczyłem flagę w szachownicę i choć była szansa na coś więcej, to bierzemy pewnie pierwszą metę - powiedział kierowca Williamsa.
- Sezon jest długi, a ja już nie mogę doczekać się powrotu do Europy, na tory które znam doskonale, jak Barcelona - podsumował.
ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze