Williams długo analizował rynek kierowców. "Nie pamiętam takiego procesu selekcji"

Materiały prasowe / Williams Martini Racing / Na zdjęciu: Lance Stroll i Siergiej Sirotkin
Materiały prasowe / Williams Martini Racing / Na zdjęciu: Lance Stroll i Siergiej Sirotkin

Siergiej Sirotkin może mówić o dużym szczęściu, nazywając siebie kierowcą wyścigowym Williamsa. Brytyjski zespół bardzo wnikliwie analizował bowiem, kto będzie najlepszym następcą Felipe Massy.

Williams dopiero w styczniu tego roku ogłosił oficjalnie, kto będzie drugim kierowcą zespołu w sezonie 2018 obok nastoletniego Lance'a Strolla. Został nim 22-letni debiutant, Siergiej Sirotkin, choć w grze do końca pozostawał bardziej doświadczony Robert Kubica.

Rosjanin i Polak, jeśli wierzyć medialnym doniesieniom, walczyli już na samym końcu o fotel wyścigowy na 2018 rok. Wcześniej jednak z Williamsem łączono całą grupę wolnych kierowców. Zespół miał więc komfort wyboru, dysponując ostatnim wolnym miejscem w stawce. Wpłynęło to jednak na długi proces selekcji następcy odchodzącego na emeryturę Felipe Massy.

- Było to niezwykle wyczerpujące doświadczenie dla całego teamu. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z podobnym procesem selekcji, z udziałem całego zespołu technicznego - stwierdził dyrektor Williamsa, Paddy Lowe.

Brytyjczyk ponownie bronił wyboru Sirotkina przed faworyzowanym przez kibiców Robertem Kubicą, za którym przemawiała dawna renoma oraz wielka historia związana z powrotem do Formuły 1 po dramatycznym wypadku sprzed siedmiu lat.

ZOBACZ WIDEO Robert Kubica trzecim kierowcą Williamsa. "Pukał do drzwi F1, teraz do nich wali"

- Siergiej został wybrany wyłącznie na podstawie swoich umiejętności. Strona techniczna wybrała go, nie mając żadnego pojęcia o kwestiach finansowych. Oni nie są w to zaangażowani. Skupili się wyłącznie na danych - podkreślił Lowe.

W trakcie oficjalnej prezentacji nowego samochodu Williamsa w Londynie, głos w sprawie wyboru kierowców zabrała również Claire Williams. Szefowa zespołu broniła Sirotkina przed łatką tzw. pay-drivera czyli zawodnika płacącego za swoje miejsce w F1.

- To wspaniale, gdy kierowca ma partnerów finansowych, którzy są w stanie go wesprzeć. To dobrze dla zespołu, w którym startuje. Przecież Formuła 1 to bardzo drogi sport - stwierdziła.

- Sponsorzy chcą wspierać kierowców z różnych powodów: ze względu na ich narodowość, charakter czy inne cechy. To nic nadzwyczajnego. Doskonały przykład to Fernando Alonso. Bank Santander podążał za nim przez wszystkie zespoły, jakie reprezentował. Można zasugerować, że też jest pay-driverem, ale czy ktoś zrobiłby coś takiego? - pytała retorycznie Williams.

Komentarze (2)
avatar
A my swoje
17.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Skoro z lepszym ( młodszym, zdrowszym ) driverem można było przytulić lepszą kasę, to tylko idiota by nie skorzystał. 
ARTUR KSF
16.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Co za tandetna ściema,zadecydowała forsa i tyle.