Pit-stopy stały się zbyt skomplikowane i niebezpieczne. "Wyścig w wyścigu"

Szereg wydarzeń podczas pit-stopów w tym sezonie Formuły 1 sprawił, że pojawiły się apele o zmiany w procedurze wymiany kół u kierowców. Tymczasem jest to jeden z najbardziej zawiłych procesów w F1.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Kimi Raikkonen w garażu Ferrari Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Kimi Raikkonen w garażu Ferrari
W tym roku w Formule 1 nie było jeszcze weekendu wyścigowego, w trakcie którego nie oglądalibyśmy problemów w alei serwisowej. W Australii z niedokręconymi kołami na tor wyjechali Kevin Magnussen i Romain Grosjean. W Bahrajnie dwukrotnie problemy miał Kimi Raikkonen, który w wyścigu potrącił jednego z mechaników Ferrari. W Chinach podczas pit-stopu kłopoty dopadły Stoffela Vandoorne'a.

Nagromadzenie tego typu sytuacji sprawiło, że świat motorsportu zaczął się bliżej przyglądać procesowi wymiany kół. Robert Kubica, w trakcie rozmowy z Eleven Sports, nazwał pit-stopy "wyścigiem w wyścigu". Jak wskazał rezerwowy kierowca Williamsa, niegdyś mechanicy mieli więcej czasu na zdjęcie i założenie kompletu opon.

Pit-stopy coraz bardziej intensywne

Jeszcze kilka lat temu w królowej motorsportu dotankowywano samochody, a to wiązało się z dłuższym pobytem samochodu w alei serwisowej. Teraz kierowca ustawia się na starcie z zapasem paliwa na cały wyścig, a podczas pit-stopu otrzymuje jedynie nowe ogumienie. Efekt jest taki, że nie przebywa u mechaników ok. 5-6 s. tak jak niegdyś, tylko ok. 2,5 s.

Doszło nawet do tego, że Jean Todt nazwał pit-stopy w królowej motorsportu "zbyt skomplikowanymi". Zdaniem prezydenta FIA, wymagają one weryfikacji i to w bardzo szybkim tempie.

Obecnie mechanicy w F1 znaleźli się pod ogromną presją. Nie tylko czasu, ale i oczekiwań, bo szybka wymiana kół w samochodzie danego kierowcy może przesądzić o jego wygranej lub przegranej w wyścigu.

Część ekspertów sugeruje pójście drogą Formuły E, gdzie obowiązuje minimalny limit czasowy dla postoju w boksie i kierowca nie może go wcześniej opuścić, nawet jeśli jego samochód jest już gotowy do jazdy. Jednak w F1 niechętnie patrzy się na tego typu pomysły. Wszystko za sprawą tradycji, bowiem proces wymiany opon stał się integralną częścią wyścigów królowej motorsportu.

Pod presją czasu

O tym, że pit-stopy można rozgrywać idealnie, nawet pod presją czasu, pokazał ostatnio Red Bull Racing. W Chinach ekipa z Milton Keynes, biorąc pod uwagę pojawienie się na torze samochodu bezpieczeństwa, zaprosiła do siebie Maxa Verstappena i Daniela Ricciardo w tym samym momencie. Holender i Australijczyk podjechali na zmianę opon tuż po sobie, a wszystko odbyło się bez zarzutu. Dzięki temu ruchowi Ricciardo sięgnął w Szanghaju po wygraną.

Obecnie mechanicy szykują się do wyścigów F1 równie ciężko jak kierowcy. Odbywają trening siłowy, ćwiczą pit-stopy na "sucho". Do dyspozycji mają też obrotowe podnośniki, pistolety dokręcające koła. To przyczyniło się do skrócenia procesu wymiany opon.

Pionierem na tym polu było Ferrari, które w 2008 roku przedstawiło specjalny system. Był on wyposażony w czujniki, które odnotowywały wymianę ogumienia i wyświetlały kierowcy zielone światło, gdy proces dobiegł końca. W ten sposób Włosi zyskiwali kilka setnych sekundy, bo komputer zapewniał szybszą reakcję niż człowiek. Później ten patent zastosowały też pozostałe ekipy.

Czujniki zmniejszyły liczbę błędów, ale gdy już do nich dochodzi, to są poważniejsze niż wcześniej. Widać to na przykładzie Raikkonena, który w Bahrajnie potrącił mechanika i złamał mu lewą nogę. Kierowca zaufał zielonemu światłu, jakie wyświetlił mu komputer. Tymczasem system nie zorientował się, że do wymiany koła w pojeździe Raikkonena w ogóle nie doszło. Mechanik, mający z tym kłopot, po prostu po raz drugi włączył pistolet. Dla oprogramowania była to równoznaczne z tym, że nowa opona została zamontowana prawidłowo.

Zlikwidować pit-stopy?

W dyskusji nad pit-stopami pojawił się też pomysł, aby dokonać standaryzacji tego procesu. Wyposażyć każdy z zespołów w takie same narzędzia, zapewnić im identyczne oprogramowanie. Przyczyniłoby się to nie tylko do wzrostu bezpieczeństwa, ale też do zmniejszenia kosztów. Przeciwny temu jest jednak Charlie Whiting.

- Nie sądzę, aby w tym przypadku konieczne było ujednolicenie przepisów. Musimy się po prostu upewnić, że nie będzie sytuacji, w której ktoś daje zielone światło, a tak naprawdę koło nie jest zamontowane. Tyle - mówił ostatnio dyrektor wyścigowy F1.

Jeszcze dalej poszedł Raikkonen. Kierowca Ferrari, już po tym jak w Bahrajnie potrącił jednego ze swoich mechaników, stwierdził, że jeśli chcemy, aby pit-stopy były bezpieczne, to należałoby z nich całkowicie zrezygnować. 38-latek, jak zwykle, trafił w sedno. Fanom F1 pozostaje jednak mieć nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie. Pit-stopy, choć niebezpieczne, mimo wszystko stały się nieodłącznym elementem wyścigów.

ZOBACZ WIDEO Robert Kubica: To czas w moim życiu, w którym jestem szczęśliwy
Czy F1 powinna zmienić przepisy dotyczące pit-stopów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×