Jeszcze przed rozpoczęciem Grand Prix Francji Red Bull Racing miał świadomość, że silnik Renault jest znacznie słabszy od konstrukcji Mercedesa i Ferrari. Dlatego też zmieniono tylne skrzydło w samochodzie Maxa Verstappena, aby mógł on dysponować wyższą prędkością na długiej prostej na torze Paul Ricard.
Holender w kwalifikacjach zajął czwarte miejsce i przegrał ledwie 0,3 s. z trzecim Sebastianem Vettelem, który dysponuje znacznie mocniejszym samochodem. Mimo to, szefów Red Bulla martwi ich strata do czołowych ekip.
- Jeśli chodzi o siłę docisku, we Francji jesteśmy na poziomie toru Spa-Francorchamps, a nadal tracimy 0,7 s. na prostej! Nasi kierowcy wykonali jednak niesamowitą robotę. Czwartą i piątą pozycję możemy uznać za dobry rezultat - powiedział Christian Horner, szef Red Bulla.
W Q2 "czerwone byki" skorzystały z opon typu supersoft, podczas gdy Ferrari założyło w samochodach swoich kierowców ultrasofty. Oznacza to, że obie ekipy na starcie do wyścigu będą mieć założone różne komplety ogumienia.
- Myślę, że Mercedes zabił ten wyścig. Opony tutaj idealnie pasują do ich samochodu i nawierzchni toru Paul Ricard. Jeśli czegoś nie zepsują w niedzielę, to mają sytuację pod kontrolą. Nas czeka rywalizacji z Ferrari. Oni wybrali inną strategię. Ich ogumienie ma wyższy stopień degradacji, więc to daje nam sporo zmiennych i szans w niedzielnym wyścigu. Mamy dwóch dobrych kierowców, ale na tym torze trudno się wyprzedza, więc trzeba będzie odpowiednio zarządzać strategią - dodał Horner.
Brytyjczyk zdradził przy tym, że był zaskoczony strategią Włochów. - To było interesujące. Jeśli jutro wróci słońce, a temperatura wzrośnie, to może być ciekawie. Zobaczymy wtedy, która taktyka jest najlepsza - podsumował szef Red Bulla.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Piotr Świerczewski: Nie będzie grania "na hura". Remis utrzyma nas w turnieju