Jeszcze kilka tygodni temu wydawać się mogło, że Kimi Raikkonen nie ma już przyszłości w Ferrari. Wybuch talentu Charlesa Leclerca sprawił, że Sergio Marchionne optował za daniem szansy młodemu Monakijczykowi w sezonie 2019. Nagła choroba oraz śmierć prezydenta stajni z Maranello sprawiła, że sytuacja uległa zmianie.
Ostatnie doniesienia z Włoch sugerują, że nowe władze Ferrari nie chcą wykonywać nerwowych ruchów i może to doprowadzić do przedłużenia umowy z 38-latkiem o kolejny sezon. - Oczywiście, chciałbym zostać, ale to decyzja Ferrari. Czekam na jakiekolwiek wieści tak samo jak wy - powiedział były mistrz świata.
Atutem "Icemana" są bardzo dobre relacje z Sebastianem Vettelem. Niemiec jest zdecydowanym liderem zespołu, przez co Raikkonen bardzo często sprowadzany jest do roli kierowcy numer dwa. - Nawet jeśli się zderzymy, to dochodzi do rozmowy i zapominamy o problemie. To jest facet, który potrafi przyznać się do błędu. Sam taki jestem. W takiej atmosferze dużo lepiej się pracuje. To też pomaga w uczynieniu samochodu szybszym - dodał Raikkonen.
Fin jest ostatnim kierowcą, który zdobył tytuł mistrzowski dla Ferrari. Miało to miejsce w roku 2007. - Teraz z Sebastianem obaj mamy taki sam cel. Sięgnąć po tytuł z Ferrari. Dlatego też mam świadomość, że przyjdzie taki moment w mistrzostwach, gdy interes zespołu będzie ważniejszy. Nie jestem nowicjuszem w F1, wiem jak ten świat funkcjonuje - podsumował Raikkonen.
ZOBACZ WIDEO Dziwna decyzja organizatorów mistrzostw Europy. Hołub-Kowalik: Pierwszy raz jest coś takiego