Od początku sezonu dalsza przyszłość Brendona Hartleya w Formule 1 wisiała na włosku. Nowozelandczyk nie osiągał najlepszych wyników, podczas gdy Pierre Gasly był w stanie konsekwentnie walczyć o punkty. Dlatego też 28-latek usłyszał od szefów Toro Rosso, że musi poprawić swoje wyniki, jeśli chce pozostać w zespole.
Hartley jest przekonany, że udało mu się to zrobić. - Czuję się jakbym był silniejszy. W przeciągu całego sezonu się poprawiłem - stwierdził kierowca.
Potwierdzeniem słów Nowozelandczyka ma być występ w Grand Prix Stanów Zjednoczonych, kiedy to udało mu się pokonać Gasly'ego. Hartley zarzuca przy tym własnej ekipie kłamstwa. Toro Rosso w komunikacie prasowym po wyścigu zawarło informację, że wpływ na gorszy wynik Francuza miała usterka samochodu. Kierowca jest jednak przekonany, że do żadnej awarii u Gasly'ego nie doszło, a jest to jedynie próba, by umniejszyć znacznie jego wygranej.
- Pokazałem w Austin, że jestem coraz lepszy. Nawet jeśli komunikat prasowy zespołu twierdził, że coś było nie tak z naszym drugim samochodem - ocenił Hartley.
Słowa Hartleya miały rozwścieczyć szefów Toro Rosso i Red Bulla. Według informacji "Bilda", w Meksyku doszło do ostrej rozmowy kierowcy z Helmutem Marko i Christianem Hornerem. - W przypadku kierowców bardzo ważną umiejętnością jest to, że gdy wsiadają do samochodu i zakładają kask, to zapominają o wszelkich rozmowach i dyskusjach - skomentował sytuację Marko.
Zamieszanie wokół Hartleya pokazuje, że jest on na wylocie z F1. Jego miejsce w Toro Rosso w przyszłym roku ma zająć Alexander Albon.
ZOBACZ WIDEO Lazio zdemolowane na własnym boisku. Fantastyczny Icardi! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]