Po wypadku Nico Hulkenberga wróciła dyskusja na temat systemu Halo w Formule 1. Niemiec zderzył się z Romainem Grosjeanem w Grand Prix Abu Zabi, po czym dachował i trafił w bandy ochronne. Z tego powodu nie mógł opuścić wraku, choć silnik w jego samochodzie zajął się ogniem.
Charlie Whiting zabrał już głos w tej sprawie. Dyrektor wyścigowy F1 stwierdził, że procedura w tego typu sytuacjach polega na tym, że najpierw samochód przywracany jest na koła, a dopiero później służby ratownicze pomagają kierowcy opuścić kokpit.
Tłumaczenia Whitinga nie przekonały jednak Damona Hilla. - Kiedy Nico wisiał do góry nogami w samochodzie, nie był w stanie z niego wyjść. Sam dachowałem w trakcie swojej kariery w F1 i jeśli tylko była odpowiednia szczelina, to byłem w stanie opuścić wrak. Z systemem Halo to jest wręcz niemożliwe, a na pewno trudniejsze. Takie jest moje zdanie - ocenił były mistrz świata.
Brytyjczyk podkreślił, że pałąk ochronny ma pewne plusy, co nie znaczy, że nie należy dyskutować na jego temat. - Na pewno kierowca jest dzięki niemu chroniony, ale ma problemy z wydostaniem się. To rodzi kilka pytań w tej sprawie - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Gąsiorowski ostrzega: Myślenie, że Kubica wsiądzie do bolidu i wskoczy na podium to błąd
Hill przeżył dachowanie w F1 w roku 1994 na torze Portugalii w barwach Williamsa. Brytyjczyk nie ukrywa, że nie chciałby nigdy więcej doświadczyć takiej sytuacji.
- Funkcyjni musieli obrócić samochód i uważać na naładowaną baterię w jego samochodzie. Mógł się wydostać z kokpitu dopiero, gdy pojazd trafił na koła. Wokół były służby ratownicze i dobrze. Byli wyposażeni w gaśnice, itd. Mam nadzieję, że w takich sytuacjach zawsze wszyscy będą działać na tyle sprawni, że nic się nie stanie. Nie chciałbym, aby ktoś znów był wystawiony na taką próbę - podsumował.