Podczas Grand Prix Niemiec widzieliśmy wiele przygód kierowców w ostatnim zakręcie. Swoją maszynę rozbił tam Charles Leclerc, przygody zanotowali tam również m.in. Lewis Hamilton czy Kimi Raikkonen. Hamilton wypadał w tym miejscu z toru nawet dwukrotnie. Zdaniem Monakijczyka, winę za to ponoszą organizatorzy wyścigu F1 na Hockenheim.
- Jestem rozczarowany. To nie był wielki błąd. Popełniłem znacznie większe w tym sezonie. To nie jest wytłumaczenie, ale asfalt w ostatnich dwóch zakrętach był inny. To niedopuszczalne w Formule 1. Zwłaszcza kiedy jest mokro - powiedział "Motorsportowi" kierowca Ferrari.
Czytaj także: Kierowcy Haasa znów się zderzyli
Problemem miało być zwłaszcza pobocze, które zostało pomalowane specjalną farbą. Miało to wpływać na zachowanie samochodów i skutecznie powstrzymywać kierowców od wyjeżdżania poza tor.
ZOBACZ WIDEO: "Podsumowanie tygodnia". Piast Gliwice, Legia Warszawa i Lechia Gdańsk - kto zagra w Lidze Europy? (Cały odcinek)
- Nie możemy mieć tak słabej przyczepności na torze F1. Widzieliśmy innych kierowców, którzy mieli problemy. Może byłem jedynym na slickach, ale jechałem 60 km/h i w ogóle nie trzymałem się asfaltu. To nie tłumaczy mojego błędu. Ponoszę za niego winę - dodał.
Czytaj także: Punkt Kubicy przekłada się na pieniądze
Rozgoryczenie Leclerca nie jest zaskoczeniem, bo w zmiennych warunkach Monakijczyk do pewnego momentu spisywał się bardzo dobrze. Z 10. pozycji startowej przebił się do czołówki wyścigu F1 i w pewnym momencie wydawało się nawet, że powalczy o wygraną w Grand Prix Niemiec. Tymczasem opuścił Hockenheim z zerowym dorobkiem.