Sosnowiczanie przystępowali do piątkowego meczu skazywani na porażkę. Patrząc na suchy wynik, przepowiednia się spełniła. Jednak Zagłębiacy zaprezentowali się z dobrej strony. W początkowej fazie spotkania grali jak równy z równym z oświęcimianami. - Na pewno było nieźle na początku, toczyliśmy wyrównany bój z Unią, ale przewagi nam nie wychodziły. Nie wykorzystaliśmy ich i to jest nasza bolączka - ocenił Krzysztof Podsiadło, trener Zagłębia.
Wydaje się, że najgorsze dla gospodarzy piątkowego meczu zaczęło się w 23 minucie. Wtedy na lód upadł pierwszy goalkeeper Tomasz Dzwonek, który ucierpiał w starciu z napastnikiem Unii. W jego wyniku musiał zjechać do boksu, a miejsce między sosnowieckimi słupkami zajął Łukasz Blot.
- Największą jednak stratą jest utrata Tomasza Dzwonka, bo gdyby był i grał do końca, to ten mecz na pewno nie skończył się w takich rozmiarach tylko walczylibyśmy do ostatniej syreny. Strata Dzwonka to był decydujący moment w tym meczu, który miał wpływ na końcowy wynik. Bartłomiej Nowak był po kontuzji i chcieliśmy go oszczędzić. Dlatego postanowiliśmy, że jako drugi wystąpi Łukasz Blot - wyjaśnił szkoleniowiec.
Jednak sprowadzony przed sezonem do Zagłębia po dwuletniej przerwie bramkarz nie spisał się dobrze. - Niestety Blot się nie sprawdził i już nie będziemy na niego stawiać. Nie nadaje się do gry w Polskiej Lidze Hokeja, miał długą przerwę w grze i to było widać w jego poczynaniach - stanowczo zapowiedział Podsiadło.
Spotkanie pomiędzy Zagłębiem a Unią rozpoczęło się od wyrównanej gry, ale to przyjezdni jako pierwsi mogli otworzyć wynik, do braki trafił bowiem Paweł Dronia (gol nie został uznany, bo padł ze spalonego), który jeszcze niedawno miał występować w sosnowieckim klubie. - W tym meczu strzelali nam gole byli zawodnicy naszego klubu, ale nie przywiązuję do tego wagi. Tak to w życiu bywa, raz grają dla nas, raz przeciwko nam i taki jest sport - skomentował Krzysztof Podsiadło.