Zespół ze stolicy polskiej piosenki w minioną sobotę miał okazję sprawdzić się na tle lidera z grodu Kopernika, który w tym sezonie nie ma sobie równych na zapleczu Ekstraklasy. Orlik tanio skóry nie sprzedał i przy lepszej skuteczności mógł odprawić z kwitkiem torunian. Zdecydowanie gorzej było już w niedzielę, gdy do Opola przyjechała stołeczna Legia. Warszawianie triumfowali 3:0, choć rezultat nie do końca odzwierciedla przebieg wydarzeń na lodzie. Opolanie nie odstawali bowiem od rywala jednak piętą achillesową zespołu Jerzego Pawłowskiego okazała się fatalna skuteczność. - Nieskuteczność była z pewnością naszym mankamentem. Dużo było sytuacji, strzałów, ale bramkarz rywali miał swój dzień i nic nie wpadało. Myślę, że przy strzeleniu pierwszej bramki worek by się rozwiązał. Może zabrakło nam trochę sił po sobotnim, ciężkim meczu z Toruniem, ale nie można wszystkiego zwalając na karb zmęczenia. Powinniśmy strzelić kilka bramek - podkreślał po niedzielnym meczu jeden z wyróżniających się zawodników w szeregach Orlika, Łukasz Korzeniowski.
Wygląda zatem na to, że warszawianie mają patent i receptę na opolski zespół. W niedzielę Legia już po raz drugi w tym sezonie pokonała Orlika. W stolicy opolanie przegrali 4:6. - Podobnie, jak w pierwszym meczu z Legią w Warszawie raziliśmy nieskutecznością. Wygląda na to, że bramkarz Legii w meczach z nami trafia na swój dobry dzień - dodawał Korzeniowski.
Opolanie nie zaliczą zatem ostatnich dni do udanych. O ile w meczach z Naprzodem Janów w ramach Pucharu Polski i sobotnim z Nestą Toruń Orlik nawiązał wyrównaną walkę z wyżej notowanymi rywalami, o tyle niedzielny mecz obnażył strzelecką niemoc Orlika. - Zdecydowanie ten weekend nie był dla nas udany. Ponieśliśmy dwie porażki. O ile przegraną z Toruniem można przeboleć, to na pewno nie powinniśmy sobie pozwalać na takie porażki, jak ta - ubolewał napastnik Orlika.
Można śmiało powiedzieć, że opolski zespół jest wielką nadzieją polskiego hokeja. Orlik opiera się bowiem w głównej mierze na własnych, młodych wychowankach, którzy są wciąż melodią przyszłości. Chociażby z tego względu nie powinien zatem dziwić fakt, że opolanie przeplatają dobre mecze ze słabymi i przydarzają się im wpadki. - Może brakuje nam koncentracji i doświadczenia, bo jesteśmy jeszcze młodym zespołem. Skoro umiemy nawiązać walkę z lepszymi zespołami, to na pewno umiemy grać w hokeja. Zobaczymy, jak będzie w kolejnych spotkaniach. Miejmy nadzieję, że tylko lepiej. Na pewno chcemy awansować do czwórki i będziemy robić wszystko ku temu. W środę czeka nas zaległy mecz z Polonią Bytom i na pewno będziemy walczyć - zapowiada 21-letni zawodnik.
Opolscy kibice z utęsknieniem sięgają wspomnieniami kilka lat wstecz, gdy opolska drużyna skazywana na pożarcie wywalczyła miejsce w gronie najlepszych drużyn w naszym kraju. Przygoda Orlika z Ekstraklasą trwała, co prawda tylko rok, ale zakończony piątym miejscem, które uznane zostało w kategoriach wielkiego sukcesu. Obecnie Orlik zdany jest tylko na siebie i bez doraźnej pomocy sponsorów marzenia o powrocie do elity opolanie mogą włożyć między bajki. A szkoda, bo Orlik nie raz pokazał, że dysponuje ogromnym potencjałem. - Myślę, że przy odpowiednich wzmocnieniach jest na pewno szansa na powrót do Ekstraklasy. Mamy w swoich szeregach młodych i zdolnych wychowanków, ale wzmocnienia są potrzebne, szczególnie w obronie. Bez sponsora będzie jednak ciężko, ale celujemy oczywiście w Ekstraklasę. Może jeszcze nie w tym roku, bo Toruń jest poza zasięgiem, ale w przyszłym sezonie dlaczego nie? - zaznacza Korzeniowski.
Opolski ośrodek hokejowy boryka się z podobnymi problemami, jak kluby w całej Polsce. Klubowa kasa świeci pustkami, wobec czego drużyna może zapomnieć o profesjonalnym uprawianiu sportu. Korzeniowski rzuca zresztą okrutny cień na obraz i kondycję całego polskiego hokeja. - Na razie wygląda to w taki, a nie inny sposób. Myślę, że cały polski hokej stoi na razie na amatorskim poziomie. Nic się jednak na to nie poradzi - kończy opolski hokeista.