Powiedzieliśmy sobie, że mamy 20 minut aby pokazać jaja - rozmowa z Adamem Bagińskim, hokeistą GKS-u Tychy

GKS Tychy w Gdańsku wygrał przegrany mecz. Najskuteczniejszy zawodnik tyskiej drużyny, a wychowanek Stoczniowca - Adam Bagiński wypowiedział się obszernie o spotkaniu, przełamaniu złej passy, a także o planach gry w reprezentacji.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Gałęzewski: Przesadą nie byłoby stwierdzenie, że wygraliście przegrany mecz.

Adam Bagiński: Można tak powiedzieć. Stoczniowiec postawił twarde warunki, ale również i my mieliśmy sporo niewykorzystanych sytuacji. Przemek bronił bardzo dobrze, ale nie świadczy to o tym, że Stoczniowiec grał słabiej, bo po prostu graliśmy równo. W pierwszej tercji trochę przespaliśmy, ale w szatni powiedzieliśmy sobie trochę gorzkich słów. W drugiej części meczu wyglądało to już trochę lepiej, ale straciliśmy bramkę. Powiedzieliśmy sobie, że mamy 20 minut aby pokazać po prostu jaja, że jesteśmy drużyną i potrafimy wychodzić z opresji. Ostatnio nam nie szło i punkty w Gdańsku były szczególnie ważne, bo byłaby to trzecia porażka w lidze z rzędu.

Jadąc do Gdańska byliście przygotowani, że po dwóch tercjach będziecie przegrywać 0:3?

- Na pewno nie. Wychodzi się zawsze po to, aby wygrać mecz. Nie wyszło nam kilka akcji, a Stoczniowiec strzelił trzy bramki. Gdańszczanie dobrze wykorzystywali przewagi, ale wierzyliśmy do końca i dlatego udało się wygrać.

Co czułeś po tym jak zszedłeś na ławkę kar? Chyba nie spodziewałeś się, że uda wam się właśnie wtedy strzelić decydującą bramkę...

- Na pewno nie. Podciąłem Drzewieckiego w rogu, był to taki odruch, ale faul z pewnością był. Wierzyłem, że uda się wybronić, a drużyna nie tylko wybroniła, ale i strzeliła zwycięską bramkę. Na pewno trzeba się z tego cieszyć, że wyszliśmy z tej opresji.

Z perspektywy trybun wydawało się, że ta kara miała sporo wspólnego z tym, że kilkadziesiąt sekund wcześniej miałeś idealną szansę do pokonania Odrobnego, ale minimalnie chybiłeś.

- Roman idealnie zagrał mi na bramkę, Przemek był z boku i mogłem strzelić, jednak obrońca, który wyszedł z prawej strony wytrącił mnie z równowagi. Liczy się jednak tylko to, że wygraliśmy ten mecz i wyciągnęliśmy wynik z beznadziejnej sytuacji. Cieszymy się, że tak wyszło.

W tym sezonie znakomicie punktujesz, jesteś najlepszym zawodnikiem swojej drużyny w klasyfikacji kanadyjskiej. Z czego to wynika? Jest to według ciebie progres w porównaniu do poprzednich sezonów?

- Wcześniej też tak było. W drugim i trzecim sezonie w Tychach byłem wraz z Arturem Ślusarczykiem z przodu, zeszły też nie był zły, bo przez uraz kolana od początku nie wyglądało to najlepiej, ale później się otrząsnąłem. Teraz już jest całkiem nieźle, dobrze rozumiemy się w ataku z Romanem Simickiem i Michałem Woźnicą, także fajnie to wszystko funkcjonuje i staramy się, żeby to tak dobrze wyglądało.

Jak ci się gra w Gdańsku?

- Tak jak zawsze, bardzo miło. Od mojego odejścia z Gdańska już trochę minęło, bo prawie osiem lat i niektórzy kibice troszeczkę mnie zapomnieli. Mimo to zawsze wracam z sentymentem, mieszkają tutaj moi rodzice, tu się wychowałem i niestety nie jest mi dane grać tutaj. Gram jednak w Tychach i też się z tego bardzo cieszę.

Stoczniowiec to chyba specyficzna drużyna. Co roku odchodzą kluczowi zawodnicy, a jednak gdańszczanie ciągle trzymają się niedaleko czołówki...

- Wynika to ze specyficznej sytuacji, wszyscy wiemy o co chodzi.

Wrócisz kiedyś do macierzystej drużyny?

- Nie mówię nie. Zobaczymy jak to będzie. Od ośmiu lat życie układam sobie w Tychach, do czego w zasadzie byłem zmuszony. Tam na mnie liczą, tam na mnie stawiają i z tego się ciesze.

Można powiedzieć, że gdyby do Gdańska wrócili wszyscy wychowankowie - choćby ty, Borzęcki, Urbanowicz, Rzeszutko, Łopuski, Csorich, to stworzylibyście całkiem ciekawą drużynę.

- Na pewno tak. Myślałem nawet o tym, żeby zorganizować taki mecz - wszyscy, którzy kiedyś tu grali a odeszli, kontra ci którzy grają aktualnie. Wyszło by to bardzo ciekawie.

Będziecie teraz grali z Unią Oświęcim. Gdyby nie te cztery bramki, to wasza sytuacja biorąc pod uwagę trzecią porażkę z rzędu, byłaby naprawdę ciężka.

- Oczywiście, że tak. Z Unią i z Cracovią są na pewno zawsze ciężkie mecze. Cieszę się z tego, że Unia wróciła na swoje miejsce, na które zasługuje i że możemy grać z nimi takie mecze, jakie pamiętam. Ostatni jak z nimi graliśmy, to trybuny były wypełnione po brzegi i to było coś, co przypomniało mi nasze finały i wszystkie mecze, na które byliśmy podwójnie sprężeni. W niedzielę gramy u siebie i to jest nasz atut. Z pewnością przyjdzie wielu kibiców i jeżeli damy z siebie wszystko, to wygramy ten mecz.

W poprzedniej kolejce jednak sprawiliście sporą niespodziankę. Jak to się stało, że przegraliście z Zagłębiem?

- Nie chcę wracać do tego meczu. Był to nasz najsłabszy mecz. Nikogo się nie lekceważy, ale mieliśmy jakąś niemoc. Wyglądało to wręcz żenująco, ale stało jak się stało, jest to dla nas nauczka.

Macie spore problemy z bramkarzami, jednak w meczu ze Stoczniowcem Sebastian Zgórski pokazał, że potrafi dobrze bronić.

- Sebastian cały czas był naszym trzecim bramkarzem, w pewnym momencie wręcz drugim. Bronił poprawnie i należą mu się słowa uznania, że w niektórych sytuacjach nam pomógł.

Wkrótce kolejne zgrupowanie kadry, ale tym razem nie zostałeś powołany.

- Nie jestem w reprezentacji, ale wierzę w kolegów, że dadzą z siebie wszystko i dadzą radę w tym turnieju. Jest to ważny turniej, ostatni przed Mistrzostwami Świata, więc wierzę w swoją reprezentację.

Na samych mistrzostwach jednak zagrasz?

- Jeżeli dostanę powołanie od trenera Pysza, to na pewno zagram. Rozmawiałem z nim i powiedziałem, że jeżeli będzie mnie widział w reprezentacji na Mistrzostwach Świata to będę w stu procentach gotowy i zrobię wszystko, żeby być w jak najlepszej formie, żeby dostać się do drużyny.

W tym sezonie kadra grała sporo ze sobą przed rozgrywkami. Chyba tylu meczów sparingowych dawno nie było...

- Fajnie, że chłopcy mogą się spotkać i pograć ze sobą. Żałuję że nie ma więcej turniejów EIHC, bo kiedyś były cztery w sezonie, w których grali wymagający rywale, jak Włosi, Francuzi, Norwegowie, czy Duńczycy i troszeczkę jest tego mało. Gramy na okrągło z Ukraińcami i z drużynami klubowymi. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to postaramy się zrobić jakiś wynik na Mistrzostwach Świata, bo potrzebne jest to po zmianie przepisów.

W polskiej kadrze była delikatna dziura pokoleniowa, ale teraz widać że dołącza coraz więcej młodych zawodników.

- Cieszy to, że trener wyławia młodych zawodników i komponuje ich w reprezentację. Trzeba inwestować w młodzież i z tym się wszyscy zgodzimy. Jeżeli to inwestowanie przerodzi się w jakość, to jak najbardziej jestem za.

Komentarze (0)