Przed klubami i reprezentacją stoi wiele wyzwań - rozmowa z Mariuszem Czerkawskim

W wyjątkowej rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Mariusz Czerkawski - były zawodnik NHL - zdradził, co jest jego nowym hobby oraz opowiedział jak zapatruje się na sytuację polskiego hokeja.

W tym artykule dowiesz się o:

Magda Wolschon: Rozpocznę od gratulacji z powodu nowego sukcesu sportowego. W ostatnim czasie wygrałeś turniej golfowy, możesz więcej opowiedzieć o nowym hobby?

Mariusz Czerkawski: Tak, od niedawna, a dokładnie od półtorej roku zaraziłem się golfem. Wcześniej hobbystycznie grałem w tenisa i wtedy uważałem, że to super sprawa. Byłem bardzo zakochany w tej dyscyplinie, ale kolega namówił mnie na grę w golfa i tak się zaczęło, strasznie mnie to wciągnęło. Kiedy urodził się mój syn i wstawał wcześnie rano to ja będąc już na nogach często jeździłem na driving range żeby sobie poodbijać piłkę. Zdecydowałem się też na to z tego powodu, że ciężko było namówić kogoś na tenis. W tenisa trzeba grać z kimś, natomiast na golfa można jechać samemu. Początkowo jest to driving range, gdzie stoi się pół godziny, godzinę i uderza się piłki. Później są większe wyzwania, wyjścia na pola golfowe i różne turnieje. Ja coraz częściej zacząłem trenować, wychodziło mi to coraz lepiej i rzeczywiście golf ostatnio dość często pojawia się w moim życiu.

Mimo nowej pasji zakładasz jeszcze łyżwy na nogi, jak np. w meczu dla Adriana w Tychach…

- Oczywiście. Gra w golfa wiąże się z odpowiednią pogodą i porą roku. Przecież zawsze przychodzi zima, okres świąteczny, gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, są mecze charytatywne. Wtedy bardzo chętnie uczestniczę w tak zwanym życiu hokejowym.

Takie imprezy charytatywne to chyba dobry sposób na promocję hokeja?

- Powiedziałbym nawet, że bardzo dobry. Każda impreza związana z łyżwami, z hokejem, z zimą, która jest kierowana do dzieciaków i młodzieży to świetny pomysł. Ludzie, którzy przychodzą na takie mecze często nie chodzą na mecze ligowe GKSu Tychy tylko właśnie na charytatywne spotkania po to, aby popatrzeć na innych uczestników takiej imprezy. Często udział w takich spotkaniach biorą ludzie, którzy nie do końca potrafią jeździć na łyżwach. Przez to jest sporo zabawy, śmiechu, jest fajna atmosfera i przede wszystkim cel jest szczytny i można pomagać innym.

W takim razie, jakie cechy powinien mieć przyszły hokeista?

- Ciężko powiedzieć. Oczywiście musi kochać tą dyscyplinę sportu. Wtedy w różnym wieku można zarazić swoje pociechy graniem. Można zacząć wcześnie, bo wiem, że syn Dariusza Wieczorka zaczął jeździć, kiedy miał trzy i pół roku. Mój syn jest jeszcze za mały i na razie nie ciągnę go na łyżwy. Na pewno dzieciaki muszą po prostu chcieć. Trzeba też pokazać im dyscyplinę, zachęcić, a co później dane dziecko z tym zrobi? Trudno powiedzieć, bo przecież nic na siłę. Jeżeli ktoś wziąłby mnie do szkoły muzycznej i kazał grać na skrzypcach podejrzewam, że szybko bym z tego zrezygnował. Jedni to kochają, a inni nie koniecznie. Kiedyś miałem w domu elektroniczne organy, na początku bardzo mnie to wciągnęło, zacząłem się uczyć na nich grać, ale ta pasja dość szybko uciekła. To jest normalne wśród młodzieży, że robią dużo różnych rzeczy. Na pewno jest to naturalne i dobre, ale później trzeba zostać przy jednej pasji do końca życia. Mówię do końca życia w przenośni, bo przecież kariera sportowca nie trwa całe życie tylko jest dość krótka. Czemuś się trzeba poświęcić, aby być w tym dobrym. Oczywiście można być dobrym w wielu rzeczach, ale żeby być w czymś wybitnym, reprezentować swój klub, miasto czy Polskę i być najlepszym w swojej dyscyplinie trzeba do tego podejść poważnie i się przyłożyć.

W Polsce tak naprawdę tylko Gdańsk i Nowy Targ mogą się pochwalić swoimi wychowankami. Co powinniśmy zmienić żeby też inne kluby miały tak zdolną młodzież?

- Co możemy zmienić? Oczywiście to jest dobre pytanie i z pewnością wielu ludzi je sobie zadaje. Na pewno jakoś trzeba zachęcić młodych ludzi żeby po prostu chcieli chodzić na łyżwy i spróbowali trzymać kij w ręku. Mówię tu już o pięciolatkach. Jeżeli ktoś przyjdzie mając trzynaście czy czternaście lat szansa, że będzie to wybitny hokeistą jest dość mała. Rzadkie są przypadki, że ktoś zaczynał karierę w nastoletnim wieku. Jedno jest pewne – trzeba stwarzać możliwości. W miastach powinny być lodowiska, później możliwości związane ze szkołą, dopasowane godziny treningów. Rodzice też muszą być w miarę zainteresowani żeby pozwolić rozwijać dziecku tą pasję, a nie utrudniać i namawiać do innych rzeczy. Czynników jest dużo poczynając od popularyzacji danej dyscypliny na możliwościach i celach z nią związanymi kończąc. Trudno jest namówić kogoś do czegoś i wymagać od niego żeby to kochał. Można dać spróbować młodym ludziom, wiem jak to wygląda tutaj – w Tychach. Zarówno zawodnicy jak i zarząd jeżdżą do szkół, starają się. Wciąż nie wygląda to tak jakbyśmy chcieli, ale przecież trzeba uczyć się od najlepszych. Uważam, iż trzeba się wymieniać na różnych spotkaniach doświadczeniami z takim Gdańskiem czy Nowym Targiem. Można zapytać, co oni takiego robią, że akurat u nich wygląda to lepiej niż w innych klubach.

Ostatnio reprezentacja Polski u-20 wystąpiła w Mistrzostwach Świata dywizji II, które z resztą wygrała. To świetna okazja do ogrania się na arenach międzynarodowych dla tych młodych zawodników jednak czy związek stać na utrzymanie tylu reprezentacji (u-16, u-18, u-20)?

- Pieniądze idą z Ministerstwa Sportu. Tak naprawdę związek kieruje do ministerstwa różne projekty i to oni przeznaczają później pieniądze na dane grupy młodzieżowe, także ja uważam, że absolutnie ich istnienie ma sens. To nie przypadek, że Polacy maję te reprezentacje. Jeżeli człowiek chce się liczyć w hokeju na świecie musi dbać o wszystkie szczeble reprezentacji młodzieżowych, a nie tylko seniorów. Generalnie związek powinno być stać na utrzymanie, to znaczy takie jest marzenie każdego, kto jest zainteresowany hokejem. Powinno się robić o wiele więcej żeby też te możliwości były większe. Zawodnicy mogliby wyjeżdżać za ocean i grać mecze z lepszymi drużynami. To wszystko oczywiście nie jest takie łatwe… Po pierwsze są to spore koszty, a po drugie trzeba znaleźć przeciwnika. Nie każdy przecież chce grać ze słabszym od siebie. To nie jest tak, że Polacy mając nawet te pieniądze mogą jechać do Kanady i zagrać z tamtejszą reprezentacją, nie jest to takie proste. Tak samo jest z piłką nożną – Polacy chcieliby zagrać z reprezentacją Brazylii, ale na razie jest to nie możliwe, pomimo, że związek piłkarski ma sporo pieniędzy.

Reprezentacja Polski wzięła w ostatnim czasie udział w kilku turniejach typu EIHC (Sanok, Kijów). To krok do przodu w naszym hokeju?

- Na pewno każdy turniej jest dobrym ograniem dla zawodników. Można też się sprawdzić z innymi drużynami w międzynarodowym składzie. Uważam, że wszystkie pozytywne oznaki powinniśmy interpretować jako krok do przodu, jako próbę zrobienia czegoś w tym kierunku. Oczywiście przed klubami i reprezentacją stoi wiele wyzwań i wiemy, że trudności zarówno finansowe, jak i organizacyjne są, ale każdy taki turniej dużo wnosi do naszego hokeja.

W Sanoku po raz drugi w historii wygraliśmy z Ukrainą. To z pewnością napawa optymizmem, możemy więc myśleć o powrocie do elity?

- Fajnie, że w ogóle możemy zadawać sobie to pytanie. Za każdym razem, kiedy zbliżają się Mistrzostwa Świata nasze apetyty rosną. Zawsze chcemy awansować i na pewno będziemy walczyć o te najwyższe pozycje. W tym roku cele się nie zmieniają. Mówię „będziemy” jakbym nadal grał, ale po prostu wciąż jestem emocjonalnie związany z kadrą. Nie jestem już przy reprezentacji i nie mam wpływu na jakiekolwiek działania oraz związek. Odsunąłem się po tym jak szwedzki trener (Peter Ekroth- przyp. red.) odszedł i pozmieniało się to wszystko. Teraz kibicuję braciom Pyszom i całemu sztabowi trenerskiemu, który jest związany z kadrą. Absolutnie trzymam kciuki za wszystkich zawodników. Czy powrócimy do elity? Mam nadzieję, że tak. Przyznam szczerze, nie wiem jak to wszystko teraz wygląda, nie widziałem ani jednego meczu, ponieważ na dość długo wyjechałem z kraju. Przez dwa miesiące przebywałem w Azji jednak całym sercem jestem za reprezentacją.

Wszystko idzie chyba w dobrym kierunku, ale czy zgrupowania nie są za krótkie?

- Z kim byś nie porozmawiała na ten temat to każdy tak naprawdę ma inne zdanie. Kluby chcą żeby zgrupowanie było krótsze, bo wtedy zawodnicy są w klubach. Trenerzy reprezentacyjni chcieliby dłuższe zgrupowania, bo wtedy jest więcej czasu na zgranie się, doszlifowanie formy czy ostrzejsze potrenowanie. Cały czas jest ten konflikt między reprezentacją a klubami. Dopóki ten konflikt istnieje i nie będzie porozumienia będziemy mieli ten problem i nie będziemy potrafili odpowiedzieć sobie na to pytanie. To nie zależy też od zawodników. Jedni z nich chcą krótsze zgrupowania, inni wolą wyjechać na dłużej. To odwieczny problem. Oczywiście patrząc na najlepszych to zgrupowania u nas nie są długie. Wiadomo, że zachód i wschód różnią się od siebie mentalnością. Rosjanie często byli zamykani na obozach przez długie tygodnie, a nawet miesiące i ciężko trenowali. Taki wybór, takie były zasady. W Stanach Zjednoczonych i Kanadzie wygląda to zupełnie inaczej. Każdy jest profesjonalistą, dba o swoją formę przez cały sezon i jest dobrze wytrenowany. Spotykają się na krótko przed ważnymi zawodami. Niestety na wschodzie różnie to bywa, bo zawodnicy często mobilizują się dopiero na długim zgrupowaniu. Zaczynają dobrze grać, kiedy są ze sobą dłuższy okres. Tutaj trzeba spojrzeć nie tylko na Szwedów czy Kanadyjczyków, ale może też na Rosjan bądź inne kraje, gdzie wygląda to trochę inaczej. Zależy to od tego jak dany zawodnik przyjeżdża przygotowany na zgrupowanie. Należy to dopasować do swoich umiejętności i możliwości finansowych. Przecież im dłuższe zgrupowanie, tym więcej trzeba wydać na reprezentację. W tym temacie cały czas jest konflikt i tak jak powiedziałem nikomu nie można dogodzić.

Dużo mówi się też na temat kontuzji, których zawodnicy doznają na zgrupowaniach kadry. Czy PZHL powinien wypłacać klubom odszkodowania?

- Przede wszystkim powinny być ubezpieczenia. To nie jest tylko problem PZHL czy polskiej ligi, ale całego świata. Zawodnik jedzie na zgrupowanie i jest szansa, że może nie wrócić. „Jedziesz na wojnę, możesz stracić rękę”. Grasz w hokej a przecież tam, gdzie rąbie się drzewo wióry lecą, dlatego kontuzje zdarzają się. Nie dziwię się, że kluby są zdenerwowane. W NHL też był taki problem. Kluby puszczały zawodników na olimpiadę, a później wracali oni z kontuzjami. Trzeba to uregulować, powinny być na to odpowiednie ubezpieczenia, gdzie ktoś będzie brał za to odpowiedzialność w sensie finansowym i medycznym.

Spotykamy się w wigilijne przedpołudnie. Masz jakieś obowiązki związane ze świętami?

- Nie, szczerze mówiąc to nie. Najważniejsze w święta jest to żeby czuć się dobrze w gronie rodzinnym. Obowiązki człowiek w zasadzie ma przez całe życie – trzeba utrzymać i dbać o rodzinę. Podejrzewam, że nie będę musiał smażyć karpia. Czy będę nakrywał do stołu? Chyba też nie. Czy będę musiał sprzątać po wigilii? Raczej nie. Jestem odpowiedzialny i jeżeli trzeba będzie to oczywiście zrobię to. W tym roku jedziemy do mojej mamy na wigilię także wiem, że wszystko jest już przygotowane. Znam swoją mamę, jest perfekcjonistką. Nie będę musiał się zbytnio przepracowywać. Wystarczy mieć pusty żołądek i dobry humor.

Komentarze (0)