Ostatnie kilka dni w polskim ligowym hokeju było wypełnionych przez historie trzech klubów - Stoczniowca Gdańsk, Zagłębia Sosnowiec i Naprzodu Janów. Pojawiły się pogłoski jakoby losy klubów z Zagłębia i Śląska miały się polepszyć. Jednak w janowskiej ekipie nic o tym nie słyszano, trener pytany o rzekomą poprawę nie potrafił bowiem udzielić odpowiedzi. - To nie pytanie do mnie. Myślę, że lepiej skierować je do władz klubu. Ale podobno światełko w tunelu jest, ja go jeszcze nie widziałem, ale mam nadzieję, że wkrótce będzie na tyle mocne, abym i ja je zobaczył - stwierdził Krzysztof Kulawik, szkoleniowiec Naprzodu Janów.
Przedmeczowe zapowiedzi jako faworytów wskazywały sosnowiczan, ale wszystkie założenia mogą pójść w niepamięć z chwilą wejścia na lód. Jednak Zagłębiacy zaczęli atak już od początku meczu, co przyniosło im trzy bramki w ciągu niespełna trzech minut. - 3:0 forów w pierwszej tercji to troszeczkę za dużo nawet na taką drużynę jak Zagłębie. Obie ekipy są osłabione, nie grają czterema piątkami, bo tyle nie mają. Mają trzy, które i tak są poskładane z trudem. Liczba okazji w drugiej i trzeciej tercji, których nie wykorzystaliśmy jest zbyt duża, ale to wynika właśnie z braku treningu - podkreślił.
Janowianie zamykają ligową tabelę, do opuszczenia dna potrzebne im są przede wszystkim punkty, które w ich przypadku są na wagę złota. Jednak aby zdobywać punkty potrzebne są zwycięstwa, meczu nie wygra się grając asekuracyjne, a taka gra wynika z braku treningu. W Naprzodzie wytworzyło się więc swego rodzaju błędne koło. - W naszym przypadku nie można mówić nawet o rytmie meczowym, jeśli nawet nie było rytmu treningowego, więc opowiadałbym bzdury, mówiąc o jakimkolwiek rytmie meczowym. Dwa, trzy dni temu dopiero wyszliśmy na lód po miesiącu przerwy. Przede wszystkim baliśmy się, żeby zawodnicy nie złapali kontuzji - wyjaśnił Krzysztof Kulawik.