Po wysokich zwycięstwach Cracovii mało kto przypuszczał, że w czwartek w rzutach karnych to GKS Tychy zdoła zwyciężyć i przedłużyć walkę o mistrzostwo.
- Chcieliśmy zakończyć finałową rywalizację już w czwartek. Nie udało się, ale udało się w niedzielę. Mogliśmy świętować przed własnymi kibicami, a to jest coś pięknego. Tak jak kibice potrafią bawić się w Krakowie, nie powtarza się już chyba w żadnym polskim mieście. Szacunek dla naszych fanów, bo dopingowali nas fantastycznie. Teraz Kraków jest ich - niech się cieszą! - stwierdził Witowski na łamach cracovia.pl.
Sebastian Witowski, który reprezentuje barwy Pasów od 2002 roku, miał już okazję zasmakować złotego medalu wraz z Cracovią. - Jestem w Cracovii już tyle lat i grałem w niej w takich czasach, że niejeden nasz zawodnik złapałby się za głowę. Nie było szatni, lodu, ciepłej wody, jeździło się na mecze prywatnymi samochodami. Nigdy nie przypuszczałem, że będę mógł uczestniczyć w tym, co dzieje się w Pasach od kilku lat. Duży szacunek dla tych ludzi, którzy to zrealizowali.
Zdobycie mistrzostwa kosztuje bardzo dużo ciężkiej pracy. - Rok temu coś nam nie wyszło, dlatego też w obecnym sezonie chcieliśmy zrobić wszystko, by odzyskać tytuł. W tegorocznych finałach nasza gra była poukładana, po prostu byliśmy lepsi od GKS-u. Mieliśmy mnóstwo ciężkich treningów, mocno pracowaliśmy, ale teraz wiemy, że było warto. Po to skakało się przez płotki, dźwigało ciężary, czy pływało, by teraz móc śmiać się i cieszyć ze złotego medalu. Każdy sportowiec tego pragnie. Mam mnóstwo kolegów, którzy grali kiedyś ze mną w hokeja, a którzy już zakończyli występy i wiem, że chcieliby w tym uczestniczyć - powiedział po meczu Sebastian Witowski.