Radosław Kozłowski: W twoim życiu przez ostatni rok wiele się zmieniło. Gdy po raz pierwszy udzielałeś mi wywiadu, byłeś "żółtodziobem" wchodzącym dopiero do dorosłego hokeja...
Damian Piotrowicz: To prawda, troszkę się zmieniło... Trener zaczął na mnie stawiać i w końcu mogłem regularnie grać w pierwszym zespole. Dostałem szansę nabrania doświadczenia, podszkolenia swoich umiejętności i starałem się ją jak najlepiej wykorzystać.
Czujesz się teraz lepszym zawodnikiem?
- Jasne że tak, okrzepłem już w seniorskim hokeju. Na początku przestawienie się z modelu juniorskiego na zawodowy było dla mnie bardzo trudne. Teraz już wiem, czego mogę się spodziewać po rywalach, a co za tym idzie jest dużo łatwiej. Czuję, że trener inaczej do mnie podchodzi.
A propos Karela Suchanka, kilka dni temu powiedział mi o tobie takie zdania: "Obserwuję uważnie tego chłopaka i muszę powiedzieć, że zrobił ogromne postępy. Przy jego nazwisku od pewnego już czasu widnieje duży plus".
- Dziękuję mu za słowa uznania i mogę zapewnić, że wciąż nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Cały czas ciężko pracuję na treningach i wierzę, że przyniesie to efekt w przyszłości.
Pierwsze rezultaty już są widoczne: dobrze przepracowany okres przygotowawczy, dwie bramki i trzy asysty w sparingach, stabilna pozycja w zespole...
- Prawda jest taka, że powinienem strzelić przynajmniej z pięć albo nawet sześć bramek. W spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec zmarnowałem sytuację sam na sam, dwie "setki" miałem również w ostatnim meczu z Karwiną. A to dowodzi, że przede mną jeszcze sporo pracy...
Twoja dobra współpraca z Mikołajem Łopuskim nie umknęła selekcjonerowi reprezentacji Wiktorowi Pyszowi, który powołał cię na najbliższe mecze z Francją...
- To naprawdę bardzo mnie cieszy i motywuje do dalszej gry. Jeśli chodzi o moją współpracę z Mikołajem, to muszę przyznać, że bardzo lubię z nim grać, bo to naprawdę klasowy skrzydłowy, od którego mogę się wiele nauczyć. Ważnym ogniwem w naszym ataku jest też Radek Prochazka, który odwala kawał dobrej roboty w defensywie, a także świetnie inicjuje akcje.
Jak dowiedziałeś się o powołaniu?
- Kolega ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego powiedział mi, że prawdopodobnie zostanę powołany do reprezentacji na mecze z Francją. Później zobaczyłem komunikat na stronie Polskiego Związku Hokeja na Lodzie i, jak się okazało, mój kolega nie kłamał.
Kadra to z jednej strony nobilitacja, z drugiej olbrzymia presja, zwłaszcza dla młodych zawodników...
- Zdaję sobie sprawę z tego, że większość kadrowiczów zna się od dobrych kilku lat. Ja jestem w tej reprezentacji nowy i na najbliższym zgrupowaniu będę chciał pokazać trenerowi Pyszowi, że powołując mnie nie popełnił błędu.
Jakie cele stawiasz sobie na najbliższy sezon?
- Ważne jest to, aby drużyna grała jak najlepiej. Powtórzenie zeszłorocznego wyniku nie byłoby złe, jednak wiem, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zresztą wszystko zweryfikuje lód. Ja mogę ze swojej strony zapewnić, że w każdym meczu będę dawał z siebie sto procent.