Michał Kowalski: Przegraliście w Jastrzębiu 3:4. Chyba możecie tylko żałować, że obudziliście się tak późno?
Łukasz Sośnierz: Tylko to nam niestety pozostaje, oczywiście oprócz wniosków, które z pewnością wyciągniemy. Przespaliśmy w zasadzie dwie tercje, daliśmy się rozbić. Pobudka zaś nastąpiła zbyt późno. Zabrakło nam jednak dosłownie kilku minut do wyrównania stanu meczu.
Co według ciebie było powodem aż tak słabej gry GKS-u w pierwszej i drugiej tercji?
- Co było powodem, szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Źle weszliśmy w ogóle to spotkanie, straciliśmy bardzo głupie i przypadkowe bramki. Po tych trafieniach gra zespołu trochę siadła. Zwrot akcji nastąpił w trzeciej odsłonie, kiedy to po bójkach da Costy i Kozłowskiego nabraliśmy wiatru w żagle. Niestety, to było za mało. Najzwyczajniej zabrakło nam czasu.
Właśnie, pod koniec meczu zrobiło się nerwowo i doszło do bójek. Z czego one wynikły?
- Bójki wzięły się z wcześniejszych starć i zaczepek pomiędzy poszczególnymi hokeistami. Zazwyczaj od tego się właśnie zaczyna, ale to przecież normalne, taki jest hokej.
Grasz już w Tychach jakiś czas. Chyba nie ma w ogóle jak porównać tego zespołu, do twojej poprzedniej drużyny - Naprzodu Janów, chociażby pod względem organizacyjnym?
- (śmiech) Faktycznie, w ogóle nie ma czego porównywać. Przepaść organizacyjna, finansowa i sportowa jest kolosalna. Dla mnie ta cała otoczka w Tychach to takie "mini NHL". Mam wszystko do tego, by się rozwijać i staram się korzystać z tego najlepiej, jak mogę.
Śledzisz to, co dzieje się z Naprzodem? Nie dostali nawet licencji na grę w I lidze…
- Złośliwi powiedzą, że z Janowem łączą mnie już tylko zaległości. Ale wiadomo, że sentyment pozostaje, przecież spędziłem w tym klubie prawie 15 lat. Z chłopakami utrzymuję stały kontakt, w końcu większość z nich to moi koledzy, np. ze szkoły. Tak więc na bieżąco jestem informowany o tym, co w klubie się dzieje. To fakt, że póki co Naprzód nie otrzymał licencji na grę w I lidze, ale po cichu liczę, iż los się jednak odwróci i Janów nie zniknie z hokejowej mapy Polski.
Jesteśmy już po kilkunastu kolejkach PLH. Czy gra którejś z drużyn cię zaskoczyła?
- Szczerze mówiąc to nie zastanawiałem się nad tym. Liga jest bardzo wyrównana. Ale jeśli miałbym wskazać kto zaskoczył mnie na plus, to jest to Nesta Toruń, która sprawiła już kilka niespodzianek. Negatywnie zaś zaskoczyła mnie postawa mistrzów Polski. Cracovia nie zaliczyła najlepszego startu tegorocznych rozgrywek.
Co powiesz o kibicach w Tychach? Wielu hokeistów mówi, że są najlepsi w Polsce…
- Faktycznie, nasi kibice mogą czuć się najlepszymi w Polsce. Ich doping i oprawy spotkań naprawdę mogą zrobić wrażenie. Są naszym szóstym zawodnikiem i bardzo im za to dziękujemy. W końcu dla nich gramy.
Dwukrotnie już w tym sezonie pokonaliście Cracovię. To chyba nie ten sam zespół, który wygrał zeszłoroczne rozgrywki…
- Może rzeczywiście Cracovia nie najlepiej zaczęła tegoroczną ligę, ale na pewno nie można jej skreślać. Coś po prostu się u nich zacięło i muszą jak najszybciej to zmienić. Konkurencja bowiem nie śpi, a w play offach są tylko 4 miejsca. W obu tych meczach byliśmy lepszą drużyną, co potwierdziliśmy na lodzie.
Przed wami mecz z Unią Oświęcim. Co możesz powiedzieć o tym rywalu?
- Cóż tu mówić. To jedna z pięciu drużyn, które mają w tym sezonie mistrzowskie aspiracje. W Oświęcimiu wygraliśmy dwiema bramkami i w spotkaniu u siebie będziemy chcieli potwierdzić swoją wyższość. Mecz będzie bardzo ciężki i o wyniku zadecyduje dyspozycja dnia i ilość popełnianych błędów. Naszymi atutami z pewnością będą lodowisko i wspaniali kibice. Resztę zweryfikuje lód.