Kary gwoździem do tyskiej trumny - relacja z meczu Zagłębie Sosnowiec SA - GKS Tychy
Piątkowego pojedynku dobrze nie zapamiętają tyscy hokeiści, którzy na ławce kar spędzili niemal aż połowę spotkania. Ten fakt oraz słaba postawa w ataku uniemożliwiły im walkę o wygraną, a sosnowiczanie mogą świętować sensacyjne zwycięstwo, dzięki któremu zanotowali awans w tabeli PLH na szóste miejsce.
Olga Krzysztofik
W Sosnowcu piątek przebiegał pod znakiem konfrontacji lidera tabeli PLH z przedostatnią drużyną ligi (stan przed rozegraniem 16. kolejki). Można było z tego wywnioskować, że pojedynek będzie łatwy i przyjemny dla tyszan, których zwycięstwo miało być formalnością. Jednak sosnowiczanie znani są ze swojej waleczności i ambicji.
Początek potwierdził, że o wygraną łatwo nie będzie, gospodarze nie odstawali bowiem od swoich rywali. W 5 minucie Grzegorz Pasiut miał szansę zdobycia bramki, ale jej nie wykorzystał, w następnej akcji Maciej Szewczyk nie wykorzystał okazji, by akcja mogła zakończyć się strzałem. Mimo to na lodzie było dużo walki, ale mało strzałów. Niespełna 60 sekund później Robert Kostecki wyjechał w pojedynkę na niemal całą drużynę GKS-u, ale oddał zbyt łatwy strzał. Zagłębiacy wierzyli więc w swoje siły i możliwości, co zaczynali udowadniać na tafli. W 8 minucie Szewczyk wraz z Karelem Hornym wypracowali naprawdę groźną akcję, ale Polak źle zagrał i kibice musieli obejść się smakiem gola. Dwie minuty później fatalnego błędu tyskiego obrońcy, który stracił równowagę i kontrolę nad krążkiem tuż przed bramką, sosnowiczanie nie zdołali wykorzystać, mimo to zaczynali odważnie, lecz niewiele przeważać w walce. Potwierdzeniem było przejęcie "gumy" przez Kamila Duszaka, który podał do Bernata, ale obrona GKS-u dobrze zafunkcjonowała. Skapitulowała chwilę później po strzale Jiriego Zdenka (1:0). Do zakończenia premierowej odsłony przewaga gospodarzy utrzymywała się.
Drugą tercję rozpoczął GKS, ale Adamowi Bagińskiemu nie udało się zaskoczyć sosnowieckiego bramkarza. Jak to robić w 25 minucie pokazał Horny, który popisał się doświadczeniem, przetrzymał krążek, czym najwyraźniej zmylił tyską obronę i podwyższył prowadzenie Zagłębia (2:0). Ślązacy systematycznie pracowali, by dorównać swoim rywalom, co w końcu im się udało mniej więcej około 27 minuty, mimo to nie byli w stanie swoich dobrych akcji wykończyć trafieniem. Jakub Witecki stał przed szansą zniwelowania strat, ale posłał krążek obok słupka. Przyjezdni dwoili się i troili, by zdobyć chociaż jedną bramkę, ale ich gra momentami była chaotyczna. Fatalnie zachowali się, gdy w 32 minucie podali do… Zdenka, który odwdzięczył im się z metra strzelając do bramki, z której krążek kijem wybił Arkadiusz Sobecki. Tyszan nie zmobilizowało to do poprawy swojej gry i nadal na tle rywali prezentowali się niezbyt dobrze. Na dwie minuty przed końcem tercji Teddy Da Costa przestrzelił na pustą bramkę - czyżby GKS dopadła niemoc?
Sobecki wybronił wiele sytuacji, a przede wszystkim ratował GKS przed wyższą porażką. Przed Ślązakami było ostatnie 20 minut, które miało zadecydować czy piątkowy mecz zapamiętają jako blamaż czy cudowną wygraną.
Po 3 minutach odsłony sosnowiczanie mieli 28 sekund gry w podwójnej przewadze, którą wykorzystali dzięki Kamilowi Duszakowi (3:0). Jeszcze bardziej niekorzystny wynik spowodował, że w szeregach GKS-u zagościła nerwowość. W 46 minucie zaiskrzyło między czterema hokeistami, a na ławkę kar powędrował Łukasz Sokół, dzięki czemu gospodarze znów grali w podwójnej przewadze, ale tym razem przez nieco ponad 60 sekund, lecz nie wykorzystali tej sytuacji. W 49 minucie Tomasz Kozłowski stanął przed szansą zdobycia pierwszej bramki dla GKS-u, ale bardzo dobrze zachował się Tomasz Dzwonek.
Pierwsza kara dla Zagłębia została podyktowana dopiero w 50 minucie spotkania, następna już dwie minuty później, wtedy przyjezdni mieli okazję zniwelować straty do rywali. Długo rozgrywali akcję, którą wykańczał Bagiński, ale uderzył zbyt lekko. Sosnowiczanie wyszli więc z opresji obronną ręką. Jednak jak mówi znane powiedzenie, co się odwlecze, to nie uciecze. Pomiędzy nogami Dzwonka krążek do bramki wcisnął Teddy Da Costa (3:1). Ślązacy ruszyli do walki, ale do końca pozostało sześć minut. Jednak szczęście czy decyzje sędziego uśmiechnęły się do gospodarzy, którzy w podwójnej przewadze grali aż przez dwie minuty. Szanse na doprowadzenie do dogrywki zmalały więc do minimum. Po serii kar dla Ślązaków trener Jacek Płachta poprosił o czas, gdyż jego drużyna musiała nadal grać w podwójnym osłabieniu. Na minutę przed końcową syreną Zdenek mógł podwyższyć wynik, ale nie trafił w krążek, w odpowiedzi Tomas Jakes oddał dobry strzał, który równie dobrze obronił sosnowiecki bramkarz.