Z meczu na mecz czuję się coraz pewniej - rozmowa z Maciejem Marszałem, bramkarzem KTH Krynica

Maciej Marszał to młody bramkarz KTH Krynica. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl golkiper opowiada o początkach swojej hokejowej przygody, a także ocenia swoje dotychczasowe występy na pierwszoligowych taflach.

W tym artykule dowiesz się o:

Kamil Truchan: Od spotkania z SMS-em w Sosnowcu jesteś pierwszym bramkarzem KS KTH. Czy to znak, że po kontuzji nie ma już śladu?

Maciej Marszał: Myślę, że po kontuzji jakieś ślady zostały, a czy jestem pierwszym bramkarzem... Ciężko powiedzieć, to były dopiero trzy moje mecze, z których myślę, że mogę być zadowolony (śmiech). Kamil zagrał dużo więcej, a ja wcześniej nie byłem numer 1. Uważam, że teraz to dobry znak do rywalizacji i wiadomo co idzie z tym w parze, większa mobilizacja na treningach i ciężka praca nad swoimi brakami.

Jakiego urazu doznałeś? Wykluczył cię on z rywalizacji o numer "1" krynickiej bramki…

- Sprawę mojej kontuzji wolałbym pozostawić bez komentarza (śmiech). Miałem rozciętą nogę ostrzem łyżwy, co wykluczyło mnie na 3 tygodnie z treningów.

Za wami ciężkie pojedynki z GKS-em i Legią. Miałeś dużo pracy w obydwu spotkaniach?

- Tak, to były dwa najważniejsze mecze z liderem i wiceliderem. Mecz z Katowicami był bardzo ciężkim spotkaniem, do tego gospodarze wspierani byli głośnym dopingiem. Robiłem wszystko, co w mojej mocy do spółki z chłopakami do ostatnich minut. Z Legią mecz od początku był bardzo nerwowy, ale dzięki dobrej grze przez dwie tercje udało się wywieźć 3 punkty.

W meczu z Legią puściłeś pięć bramek. Któraś obciąża twoje konto?

- W tym meczu bramki wpadały bardzo szybko. Myślę, że wpływ na to miały błędy wynikające z całej gry, a mi też nie dopisywało szczęście. Na szczęście, to właśnie ono wróciło do nas, gra uległa zmianie. Jak się później okazało swobodna gra dała nam dominację naszego zespołu na lodzie. Wydaje się, że legioniści po dobrym początku "wyszaleli się" i później spuścili z tonu.

Długo czekałeś na swoją szansę w pierwszej drużynie KS KTH. Czujesz się coraz pewniej między słupkami?

- Ciężko jest tak o tym mówić, czy długo czekałem na swoją szansę. Bardziej może, że nie byłem jeszcze gotowy na to, by stanąć miedzy słupkami w pierwszej drużynie KTH. Po rocznej przerwie ciężko mi było od razu wskoczyć na poziom I ligi tym bardziej, że wcześniej grałem w juniorach, ale z czasem i przelanym potem na treningu udało się zadebiutować i może być tylko lepiej. Z meczu na mecz coraz pewniej i lepiej czuję się w swojej "świątyni". Zobaczymy, czy dalej będzie szło to w takim kierunku, mam nadzieję, że tak!

Wydaje się, że na obecną chwilę nie można mówić o rywalizacji w bramce. Marek Kachniarz wyjechał do Gdańska, w KS KTH nie zagra na dzień dzisiejszy Kamil Skórski, w rezerwie pozostaje młody i niedoświadczony Arkadiusz Sontowski. Jak działa na Ciebie taka sytuacja?

- Można by rzec, że taka sytuacja na obecną chwilę jest bardzo mobilizująca. Jest to też dla mnie wskazówka i szansa, więc muszę się pokazać z dobrej strony. Oddechu konkurentów nie czuję na plecach, ale myślę, że Kamil szybko wróci i konkurencja o numer 1 jeszcze się zwiększy. Póki co, dzięki temu mogę spokojnie się ogrywać. Myślę również, że dla Arka to jest fajna przygoda oglądać mecze z boksu, bo w końcu to też po części mobilizuje go do cięższej pracy.

Od zawsze wiedziałeś, że chcesz zostać bramkarzem?

- Czy od zawsze? To chyba nie. Od czasu, kiedy to brat zabrał mnie na trening, na którym dostawaliśmy sprzęt, wcześniej trenowałem jako napastnik i zaproponował mi pozycję bramkarza. Pamiętam jak dziś jeszcze odwrotnie zapięte parkany (śmiech). Od razu mi się to spodobało i tak już zostało.

Jak każdemu bramkarzowi tobie pewnie też zdarzały i zdarzają się wpadki. Jak radzisz sobie z wpuszczonym golem, tym z twojej winy oraz tym, przy którym nie miałeś nic do powiedzenia?

- Wiadomo, nie jest to przyjemna sytuacja. Raczej staram się szybko o tym zapomnieć i skoncentrować na dalszej części spotkania. Dobra mobilizacja chłopaków i wsparcie pomagają o tym zapomnieć. Są bramki puszczone, na które można machnąć ręką po wygranych meczach, ale niestety są też takie, które zostają w pamięci na długo. Bramka puszczona z własnej winy najbardziej boli i denerwuje. Nerwy dają się we znaki, spada trochę pewność siebie, a to jest najważniejszy współczynnik, ale w końcu nikt nie jest bezbłędny.

Zawód golkipera to także ryzyko. Doznałeś w swojej karierze jakiejś poważnej kontuzji? Jak znosiłeś czas urazu i przerwę od hokeja?

- Pozycja bramkarza nie jest bezpieczna. Szybkie strzały i krążek, który wyrządził dużo szkód w moim zdrowiu. Człowiek jest zdolny do wszystkiego, więc po to jest technika bronienia i sprzęt coraz to nowszy i lepszy, by bramkarz mógł czuć się swobodnie. Kontuzje w tym sporcie to nieodłączny element. Ciężko jest sobie z tym radzić, tym bardziej, że już po dwóch dniach zaczyna brakować lodu, spotkania z chłopakami. Swoją drogą energia w domu rozpiera.

Który element bramkarskiego rzemiosła jest twoim zdaniem najistotniejszy?

- Każdy element jest bardzo ważnym elementem, czy to obrona strzałów, czy technika jazdy. Trzeba je cały czas szkolić i nie można o tym zapominać. A tak pokrótce odpowiadając no to pytanie myślę, że takim najważniejszym elementem jest spokój. Nie można pozwolić, by stres miał nad tobą przewagę.

Czy dobry bramkarz musi mieć szczęście?

- Czy musi mieć? Dobry bramkarz je ma, tak jak każdy tylko trzeba w to wierzyć! Trzeba być pewnym tego, że nawet jak go nie ma to w najważniejszym momencie się pojawi.

Co chciałbyś doradzić młodym bramkarzom?

- Przede wszystkim praca na treningu. Słuchać trenerów, każdy z nich daje cenne wskazówki. No i traktować to jako przyjemność, której trzeba się poświęcić.

Czym się interesujesz?

- Poza hokejem interesuję się też innymi sportami, co wiadomo idzie w parze też z treningami. A tak poza tym życie rodzinne i czasami na facebooku posiedzę (śmiech).

Jaka byłaby czołowa trójka bramkarska seniorskiej reprezentacji, gdybyś był jej selekcjonerem?

- Na dzień dzisiejszy numerem 1 dla mnie jest Przemysław Odrobny. Bardzo dobra technika jazdy, styl poruszania się, bardzo dobre warunki. Tak samo bardzo dużo mógłbym się nauczyć od Rafała Radziszewskiego, czy Arkadiusza Sobeckiego.

Po dwóch miesiącach można by rzec nareszcie zagracie przed swoją publicznością. Nie odczuwasz z tego powodu tremy?

- Trema na pewno jest przed każdym meczem, ale przed własną publicznością gra się lepiej! Mamy swoich kibiców, których reakcje po różnych zagraniach są takie same jak nasze. Razem się cieszymy i razem denerwujemy. Czyli zupełnie odwrotnie, jak ma to miejsce na lodowisku przeciwnika. Cieszę się, że w końcu jesteśmy u siebie.

Czy Maciej Marszał zatrzyma napastników drużyn przeciwnych?

- Zatrzymywać nie będę musiał, sami zahamują przed bandą. Postaram się zatrzymać te małe czarne latające w moją stronę obiekty. Wiadomo, będę robił wszystko, co w mojej mocy.

Źródło artykułu: