Brakuje mi tylko morza - rozmowa z Aronem Chmielewskim, zawodnikiem Comarch Cracovii

Młody hokeista Pasów, mimo letnich zawirowań transferowych może uznać miniony sezon za udany. W play-off był wyróżniającym się zawodnikiem i znacznie przyczynił się do zdobycia wicemistrzostwa przez Cracovię. Teraz zasłużenie odpoczywa w rodzinnym Gdańsku.

W tym artykule dowiesz się o:

Przemysław Urbański: Jak oceniasz miniony sezon z perspektywy czasu?

Aron Chmielewski: Był to dobry sezon. Zaszliśmy daleko. Wszyscy mówili, że nie mamy drużyny, nie mamy nazwisk. Myśmy jednak chcieli sięgnąć po tytuł mistrzowski.

Czego zatem brakło aby sięgnąć po złoto?

- Myślę, ze przede wszystkim szczęścia. To jest sport. Przed meczem jest tyle samo szans dla obu drużyn. 50 na 50. Są dwie bramki i krążek. Moim zdaniem obie drużyny były wyrównane. W Sanoku grały głośniejsze nazwiska. To oni wygrali i taki jest sport, że raz się wygrywa raz przegrywa.

Potrafisz wskazać jakiś istotny moment w finałowej rywalizacji gdy szczęścia zabrakło?

- Przy odrobinie szczęścia po drugim meczu u nas mogliśmy wygrywać 2:1. Jechalibyśmy na Podkarpacie z lepszym nastawieniem i może te finały potoczyły by się inaczej. A jeśli chodzi o kolejny sezon, to wzmocnień nigdy nie za mało.

Ty w play-off zaprezentowałeś się bardzo dobrze.

- Przede wszystkim jest mi szkoda, że rezultat drużyny nie był lepszy. Mogę się natomiast cieszyć, że wróciłem po kontuzji do dobrej formy. Mimo że wrócił David Kostuch trener wpuszczał mnie w drugiej piątce przy grze w przewagach. Była to dla mnie zachęta do cięższej pracy i lepszej gry. Myślę, ze zadania wyznaczone mi przez naszego szkoleniowca wykonałem co najmniej w 50 procentach.

Ciężko było zmienić klimat z nadmorskiego na małopolski?

- Porównując Kraków i Gdańsk to brakuje mi tylko morza. Miasto bardzo mi się podoba i gdyby była jeszcze ze mną rodzina to nie odczuł bym bardzo zmiany klimatu.

W Gdańsku byłeś tym zawodnikiem, który ciągną grę do przodu. W Pasach jesteś jednym z kilku takich zawodników. Która rola bardziej ci odpowiada?

- W moim wieku nie wypada, żebym był zawodnikiem, który ciągnie całą grę. Rozumiem trenera w Gdańsku, ale właśnie dlatego przeniosłem się do Krakowa bo tu jest kilku ludzi wiodących w zespole i są lepsi ode mnie. Mogę się od nich uczyć, mogę ich podpatrywać i myślę, że była to dobra opcja dla mnie. Korzystniej jest grać z lepszymi niż być tym najlepszym.

Co twoim zdaniem należy zrobić, aby podnieść poziom polskiego hokeja?

- Jeśli chodzi o młodzież to trzeba lepiej tę dyscyplinę rozreklamować. Może to być inicjatywa związku lub każdego klubu z osobna. W Niemczech na trening przychodziło po 25-30 osób. Dziś taka frekwencja jest trudna do osiągnięcia wśród drużyn ekstraklasowych. Tam to była norma u juniorów. Każdy trening to było zaangażowanie, walka o miejsce w wyjściowym składzie. Nikt nie chciał siedzieć na trybunach. W takich warunkach można podnosić swoje umiejętności. W Polsce przychodzi 12-13 osób i trener nie ma kim grać. Potem w telewizji można zobaczyć jak reprezentacja, nasza wizytówka, przegrywa z Wielką Brytanią 2:3. To nie jest dobra reklama.

Jakie masz plany na najbliższe miesiące?

- Jestem teraz z rodziną w Gdańsku. Odpoczywam i trochę pomagam w domu. Przygotowuję się do ślubu, który zaplanowałem w lipcu. Do ciepłych krajów na razie się więc nie wybieram, chce pobyć z rodziną. A w maju wracamy do treningów.

Źródło artykułu: