Wojciech Potocki: Spotykamy się na imprezie poświęconej promocji mistrzostw Europy koszykarzy. Czyżby to była pana druga sportowa miłość?
Mariusz Czerkawski: Oczywiście, że lubię koszykówkę, ale jestem tu z zupełnie innego powodu. Hale, które powstają w Łodzi, Gdańsku czy Bydgoszczy, będą obiektami wielofunkcyjnymi i tak po cichu marzę, że po koszykarzach swoje mistrzostwa świata rozegra w nich elita hokeistów. Tak dzieje się na całym świecie. Kiedy jeszcze byłem zawodnikiem Chicago, to jeden wieczór poświęcony był na hokej, ale już dzień później w tej samej hali koszykarze Chicago Bulls grali swój mecz w NBA. Dlatego teraz wszystkie działania, które prowadzą do rozbudowy naszej, bardzo ubogiej infrastruktury sportowej, mocno i chętnie wspieram.
Żeby jednak to pana marzenie zrealizować, trzeba mieć silną reprezentację, która zakwalifikuje się do elity. No, można próbować wcisnąć się do tam tylnymi drzwiami…
- Można kupić miejsce, tak jak zrobili to Japończycy (śmiech). Nie, nie tak nie będziemy działać. Mam jednak nadzieję, że niedługo będziemy mieli właśnie, tę, jak pan powiedział, silną reprezentację i miejsce wywalczymy sobie na lodowisku.
Pewne nadzieje kibice mieli już w tym roku. Nowy trener ze Szwecji, młody zespół, własne lodowisko. Była szansa i jak zwykle nic nie wyszło.
- Ja myślę, że najbardziej zabrakło nam czasu. Zmiany w Polskim Związku Hokeja są bardzo daleko idące, by jednak reprezentacja grała lepiej, potrzeba wielu zabiegów. Inaczej muszą wyglądać klubowe treningi, na których musi trwać walka do upadłego. To się zmienia, i na turnieju w Toruniu widać już było inne nastawienie zawodników. Wielu fachowców chwaliło nasz zespół za to, co pokazał nawet w tych przegranych meczach. Z Anglikami o wyniku zadecydowała dogrywka, z Ukrainą przegraliśmy w karnych, a z Włochami, którzy byli zdecydowanymi faworytami prowadziliśmy 1:0 i przez długi okres to mu byliśmy lepsi. A przecież Włosi są klasyfikowani sześć miejsc wyżej od nas.
Przegrane świadczą jednak o tym, że zespół musi jeszcze dużo poprawić w swojej grze. Co jest najważniejsze?
- Musimy bardzo dużo pracować nad siłą i kondycją zawodników. Wyszło to przede wszystkim w meczu z Ukrainą i Włochami. Po prostu z chłopaków uszło powietrze, zabrakło im sił.
Trener Peter Ekroth pogonił zawodników do roboty i od razu znaleźli się tacy, którzy podziękowali, bo nie chcą się "przemęczać" na treningach kadry. Czy przy takim podejściu, na przykład Adriana Parzyszka, można w ogóle coś zdziałać?
- Ale jest wielu młodych chłopaków, którzy chcą coś osiągnąć. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie czuje się na siłach, aby wałczyć o wysokie cele. Mam nadzieję, że teraz to się zmieni, a ci którzy zrezygnowali przemyślą swoje decyzje. Tak szczerze mówiąc brakuje nam może roku, może dwóch i powinniśmy z powodzeniem walczyć w grupie A. Walczyć, a nie statystować i zbierać lanie w każdym meczu. Dlatego brak awansu już teraz, nie bardzo mnie zmartwił. Potrzeba nam jeszcze trochę czasu i wielu, wielu ciężkich treningów.
Widział pan w Toruniu takich zawodników, którzy mogą jeszcze pójść pana drogą? Do NHL pewnie już nie tafią, ale może chociaż poprowadzą reprezentację do zwycięstw.
- Na pewno już tacy są i, co mnie cieszy, nie jeden a kilku. Mikołaj Łopuski, Marcin Kolusz, Krystian Dziubiński, Tomek Malasiński to wszystko są gracze młodego pokolenia, którzy rokują duże nadzieje. A przecież jest też kilku innych. Na przykład największy "pracoholik" w drużynie Maciek Urbanowicz, który zawsze daje z siebie wszystko. Najbardziej zaimponował mi trochę starszy Patryk Noworyta. On nigdy wcześniej nie grał w reprezentacji, a tu pokazał jak trzeba grać angażując się całym sercem w to co, się dzieje na lodzie. Jeśli do tego dodamy paru dobrych chłopaków z drużyn U20 i U18, to powinniśmy już niedługo mieć bardzo dobrą reprezentację. Z zastrzeżeniem, że wszyscy będą dalej ogromie mocno pracować.
Ostatnio, po mistrzostwach w Toruniu, jednak dużo więcej komentarzy dotyczyło awantury i potyczki Krzysztofa Oliwy z zawodnikami. Czy to w ogóle było potrzebne?
- Wie pan, pewnie, nie. Ale z drugiej strony, jeśli ktoś dzień po dniu po godzinie 23.00 gdzieś tam się "udziela", to może i taki rodzaj dyplomacji jest potrzebny. Oczywiście ja nie pochwalam tego wszystkiego, ale takie rzeczy się zdarzają, bo w hokeja nie grają panienki. To jest grupa trzydziestu paru chłopów, którzy po ciężkich treningach i miesiącu spędzonym wspólnie w dużym stresie, dostała trochę luzu. Wiadomo, że w takiej sytuacji może zaiskrzyć. W najbliższy wtorek sprawa zostanie jednak rozstrzygnięta i zapadną decyzje, o których w ciągu kilku dni związek powiadomi opinię publiczną. Jakieś kary będą, a ja mam nadzieję, że ci chłopcy wyciągną właściwe wnioski i będzie to dla nich nauczka na przyszłość.
A może Kolusz czy Dziubiński poczuli się już wielkimi mistrzami?
- Na pewno zebrali wiele pochwał, ale to nikogo nie upoważnia, by aż tak przestał się pilnować. Trzeba też pamiętać, że to górale, a wszyscy wiemy jaki mają charakter. Jeśli do tego dodamy naturę Krzyśka Oliwy, to zawsze może wybuchnąć jakaś bomba. Powtórzę jeszcze raz - takie incydenty się zdarzają, ale nikomu nie są potrzebne.
Rozrabiali nie tylko zawodnicy. Mówiło się także o sędziach. Czy przypadkiem hokej to nie jest taka dyscyplina, że poza lodowiskiem wszyscy rozładowują stres w knajpach i używają pięści? Pan to środowisko zna najlepiej
- To jest przecież hokej, a nie balet czy jazda figurowa na łyżwach. Tu grają silni faceci, którzy często są bardzo "nabuzowani" i potem muszą jakoś odreagować. Jeśli jednak chodzi o sędziów, to walałbym nie komentować tego przypadku, bo po prostu go nie znam.
Wróćmy do prawdziwego hokeja. W przyszłym roku awansujemy do elity?
- Bardzo bym chciał, ale czeka nas wiele godzin naprawdę ciężkiej pracy. Ogromnie ważne będzie to, co będzie się działo w lidze. Jak poradzą sobie kluby. Czy nie będzie poważnych kontuzji Wszyscy liczymy jednak, że sukces przyjdzie za rok, najpóźniej za dwa lata.
Rozpoczęły się mistrzostwa świata elity. Pana typ?
- Przyznam, że jeszcze nie wdziałem żadnego spotkania. Na razie bardziej interesują mnie rozgrywki play off w NHL, które śledzę dużym zainteresowaniem. Im jednak więcej będzie się działo na mistrzostwach świata, tym uważniej będę je obserwował. Ósmego maja wybiorę na półfinały i zobaczę na żywo co się dzieje. Faworyci? Jak zwykle. Kanada, może Szwecja, trudno powiedzieć jak zagra Finlandia. Zobaczymy…