Jarosław Dębowski: Jak panu się podoba Gdańsk, jaka panuje atmosfera w klubie?
Andrzej Słowakiewicz: W klubie jest świetna atmosfera. Warunki są przede wszystkim bardzo dobre. Dobrze układa mi się współpraca z kierownikiem drużyny Markiem Bąkiem, który zawsze się stara., Wszystko jest znakomicie zorganizowane: wyjazdy, treningi czy dodatkowe suplementy. Jest jak najlepiej.
Długo zastanawiał się pan nad ofertą ze Stoczniowca?
- Rozmawiałem, zastanawiałem się, zastanawiałem i jeszcze raz zastanawiałem. Jednym z głównych czynników była możliwość pracy z młodymi zawodnikami. Jest świetna baza. Nie ukrywam, że pewna część starszych zawodników nie osiągnie już tego, co powinna kiedyś osiągnąć, a nie osiągnęła w wyniku zaniedbania i zaległości. Dlatego zmotywowała mnie możliwość pracy z tymi młodymi chłopakami. Mogę im przekazać swoje doświadczenia jako zawodnik, reprezentant Polski, trener - oczywiście z korzyścią dla nich samych, klubu i siebie.
Przez dwa lata w Gdańsku trenerem był Henryk Zabrocki. Czy jesteście w kontakcie?
- Tak, jak najbardziej. Rozmawiam z nim, pytałem się o poszczególnych zawodników. Wiadomo, że przez dłuższy okres czasu był z nimi i z nimi pracował. Mówił mi co od każdego gracza można wymagać. Jesteśmy w kontakcie prawie codziennie.
Jak wyglądają pana relacje z zawodnikami?
- Przede wszystkim dużo rozmawiam. Bez rozmów nie ma postępów. Analiza i wskazywanie błędów, motywacja, na pewno dojdzie jeszcze analiza wideo. Praktykujemy odprawy teoretycznie i praktyczne, także jeżeli chodzi o rozmowy, to jak najbardziej je praktykuje.
Więc w jaki sposób motywuje pan drużynę?
- W różny sposób, zależy od sytuacji. Motywuje się na zasadzie kija i marchewki. Jeżeli nakreślam jakiś plan, chcę, aby zawodnik grał w jakiś sposób, to on musi to realizować. Nie może mieć miejsca taka sytuacja, że przychodzi zawodnik z kontraktem i trzeba go jeszcze motywować: "pracuj!". Na pewno trzeba motywować, ale nie w ten sposób, żeby prosić każdego zawodnika z osobna. Mam swoje zasady, które spełniają się bardzo dobrze.
Więc zawodnicy nie są zdziwieni jak widzą krzyczącego Andrzeja Słowakiewicza?
- No nie, potrafię krzyknąć na zawodników jeżeli potrzeba. To zresztą słychać po moim głosie (śmiech).
Realnie patrząc: jaki jest cel Stoczniowca Gdańsk na nadchodzący sezon?
- Trudno jest powiedzieć. Cele są na pewno, ja też mam swój cel. Trudno jest wskazać miejsce. W każdym meczu będziemy grać o jak najlepszy wynik. Jeżeli będą osiągnięte najlepsze wyniki, to będzie osiągnięty najlepszy cel.
A ma pan jakieś swoje transferowe marzenie?
- Marzenia ma każdy. Ja tutaj nie przyszedłem z marzeniami. Mimo wszystko, na pewno przydałby się jeden mocny, doświadczony obrońca. Na rynku jest wielu takich zawodników, także póki co nie ma sensu wymieniać jakichkolwiek nazwisk.
Powiedział pan że ma pan również swój cel. Jaki to jest cel?
- Cel musi być realizowany pomału, nie może zostać spełniony dzisiaj, dlatego też nie mogę go wyjawiać. Niektórzy by żartowali, niektórzy by na poważnie wzięli. Mam ten cel i będę się go trzymał. Jako trener osiągnąłem w zasadzie wszystko, brakuje mi tylko tytułu mistrza Polski. Puchar Polski zdobyłem dwukrotnie, Interligę wygrałem, medale z Podhalem, także jest troszkę tych dobrych wyników. I tak właśnie pomału chcę realizować swój cel.
A czy w pana głowie nie siedzi pokusa objęcia reprezentacji?
-Póki co nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Na razie chcę skoncentrować się na pracy w Gdańsku. Chciałbym, aby to co sobie założyłem, udało mi się zrealizować. Jeżeli się uda, to będę myślał dalej.
W reprezentacji Wiktora Pysza gra już kilku zawodników z Gdańska. Czy widzi pan kolejnych kandydatów?
- Ja nie chcę narzucać, proponować i podpowiadać, bo każdy trener ma swoją koncepcję. Trener Pysz na pewno będzie obserwował tych zawodników, których sobie zanotował. Nie ukrywam, że rozmawialiśmy na temat poszczególnych graczy. Ale to czas pokaże. Przed trenerem dużo obserwacji meczów ligowych, po których poznamy ich wyniki.
Rozmawiał Jarosław Dębowski