Stanowcze słowa z PKOl o bojkocie igrzysk przez Polskę

- Jeśli do tego dojdzie, będzie to moralny upadek idei olimpizmu - mówi nam o decyzjach MKOl w sprawie startów rosyjskich i białoruskich sportowców na igrzyskach Agnieszka Kobus-Zawojska, nowa członkini zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Agnieszka Kobus-Zawojska PAP / Na zdjęciu: Agnieszka Kobus-Zawojska
Zmiany w Polskim Komitecie Olimpijskim stały się faktem. W ostatnią sobotę oficjalnie nowym prezesem został Radosław Piesiewicz. Już w poniedziałek doszło do pierwszych obrad zarządu, w których wzięła udział m.in. Agnieszka Kobus-Zawojska. Dwukrotna medalistka olimpijska w wioślarstwie (srebro i brąz w czwórce podwójnej) znalazła się w zarządzie z ramienia Komisji Zawodniczej.

Dla wciąż aktywnej sportsmenki to nowy etap w życiu i jak zapewnia w rozmowie z WP SportoweFakty także duże wyzwanie. Wioślarka ma jeden cel - chce, by głos sportowców, których będzie reprezentować, znaczył coraz więcej.

"Nie być działaczem tylko z nazwy"

- Wkrótce powołamy komisję zawodniczą i liczę, że mój głos będzie ważny. Na pewno to duże wyróżnienie, bo jestem jedną z tylko sześciu kobiet w zarządzie i do tego tą najmłodszą - mówi nam wybitna zawodniczka.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Polski koszykarz zszokował. "Prawdziwe czy oszukane?"

Kobus-Zawojska ma już w głowie pierwsze pomysły. - Nie zamierzam być działaczem tylko z nazwy. Chcę, żeby nasz głos był bardziej słyszalny. Mam kilka swoich pomysłów, czekam też na takie od innych sportowców. Na pewno chcę polepszyć kwestię opieki medycznej, także dla zawodników, którzy już zakończyli karierę. Zawodowy sport to ogromna eksploatacja organizmu i poświecenie dla kraju. Fajnie, gdyby sportowcy mieli zapewnione wsparcie w przypadku problemów ze zdrowiem.

- Wierzę, że się uda i liczę na współpracę z nowym prezesem. Zapewnił mnie, że jest otwarty na pomysły i będzie odbierał telefony. Nam, sportowcom, często wydaje się, że w rozmowach z władzami nie przebijemy głową muru, a ja wychodzę z założenia, że to krople tworzą ocean. Wszystko jest kwestią otwartości i rozmowy.

"To zły pomysł!"

Od wielu miesięcy najbardziej palącą kwestią w polskim środowisku olimpijskim jest działanie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w kwestii startu sportowców z Rosji i Białorusi na przyszłorocznych igrzyskach w Paryżu. Bardzo głośnym echem odbiły się niedawne słowa szefa MKOl Thomasa Bacha, który rekomendował ich występ w stolicy Francji w neutralnych barwach (WIĘCEJ TUTAJ).

Im bliżej do igrzysk, tym wyraźniej widać coraz swobodniejsze podejście władz MKOl do tego problemu, co jest krytykowane przez władze olimpijskich komitetów w wielu europejskich krajach (WIĘCEJ TUTAJ). Co jeśli Rosjanie i Białorusini zostaną dopuszczeni do startu?

W rozmowach i analizach tej kwestii coraz częściej pojawia się słowo bojkot. Władysław Kozakiewicz, były mistrz olimpijski z skoku o tyczce, zaproponował w rozmowie z nami (WIĘCEJ TUTAJ), by oddać głos samym sportowcom.

Kobus-Zawojska uważa jednak, że byłoby to zbędne. Dlaczego?

- Moim zdaniem nawet nie trzeba oddawać głosu sportowcom. Jestem przekonana, że wszyscy będą chcieli wystartować w igrzyskach. Uważam, że bojkot jest złym pomysłem. Dlaczego mamy na złość komuś odmrażać sobie uszy? To Rosja i Białoruś powinna zostać wykluczona. Straszne mnie boli ta sytuacja, że niewinne osoby mają rezygnować ze swoich marzeń. Bojkot nie jest rozwiązaniem, tylko większy nacisk na MKOl.

Jej zdaniem bojkot byłby rozwiązaniem tylko w przypadku, gdyby zdecydowali się na niego  najwięksi gracze na olimpijskiej planszy. - Jesteśmy za mali, by straszyć świat bojkotem. Należałoby dogadać się z krajami, które rozdają karty. Za mało znaczymy, by ktoś przejął się naszą nieobecnością na igrzyskach. Bojkot dla bojkotu nie ma sensu.

Nasza rozmówczyni jest przekonana, że w przypadku startów na igrzyskach sportowców z krajów, które mordują ludzi w Ukrainie, ich sukcesy zostałyby natychmiast wykorzystane przez reżimowe władze.

- Dla mnie to hipokryzja. Przecież Rosjanie i Białorusini będą to wykorzystywać do swoich celów, tak jak ci drudzy już robią w przypadku sukcesów tenisistki Aryny Sabalenki. To przykre. Nie jestem naiwna, wiem, że sport się komercjalizuje, ale idea olimpizmu wciąż powinna przyświecać działaniom MKOl.

Oto co słyszy od Ukrainek

Po wybuchu wojny w Ukrainie Kobus-Zawojska zaangażowała się w pomoc poszkodowanym. Zaraz po pierwszych atakach skontaktowała się z wioślarką z Ukrainy i zapewniła jej a także jej najbliższym mieszkanie w Warszawie (WIĘCEJ TUTAJ). Nie może więc dziwić jej emocjonalne zaangażowanie w tę sprawę.

- Jeśli oni pozwolą im na start na igrzyskach, będziemy mogli mówić o upadku całej idei olimpizmu. Wartości moralne i etyczne zostaną zburzone. Przykro mi, że będzie to odpowiedzialność zbiorowa, ale widzę tylko takie rozwiązanie. Mam sygnały od znajomych zawodniczek z Ukrainy, które o powolnym dopuszczaniu Rosjan do sportu mówią wprost, że to jest dramat.

Wioślarka nie ukrywa, że jest bardzo rozczarowana działaniem MKOl, a na słowa Thomasa Bacha, by nie łączyć polityki ze sportem, odpowiada zdecydowanie.

- Tak? A gdy zdobywamy medale na igrzyskach, to pierwsze, co otrzymujemy, to zaproszenia od polityków. I ja to rozumiem, reprezentujemy kraj i dla mnie wizyta u prezydenta czy premiera to wyróżnienie. Ale nie łudźmy się, że polityka nie miesza się ze sportem. Tak było, jest i będzie - kończy.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×